Epilog – Bohaterowie Graczy

Posted in Bohaterowie, Informacje pokampanijne, Wszystkie on 01/07/2014 by Molu

Constanca

Niedługo po powrocie z Umbralnego Królestwa Constanca dużo pracowała. Dla niej to nie był jeszcze koniec. Niewątpliwie przygotowywała się do czegoś. Medytowała, zbierała zioła, przygotowywała podejrzane wywary i śpiewała. Te intensywne prace trwały kilka dni aż wreszcie Const zniknęła. Nie było jej całe tygodnie. Aż wreszcie wróciła. Pomimo, że była kwitnąca jak zawsze to można było wyczuć jej zmęczenie.

Sophie

Niewiele wiadomo o losach Sophie. Pozostawiła po sobie sporo notatek na temat rytuałów, które rozgryzła oraz na temat samych avatarów. Odeszła w Głęboką Umbrę i ślad po niej zaginął. Podobno poszła szukać mądrości Wyroczni i choć wielu nie wierzy by wróciła Czarny powtarza, że najprędzej to sama stanie się Wyrocznią.

Adam

Początkowo jego zaangażowanie w sprawę Remy’ego nie było duże. Najwyraźniej Anglik musiał odpocząć i wszystko przemyśleć. Zdążył kupić sobie dom i znaleźć uczciwe zajęcie. Dopiero wtedy bardziej się zainteresował jak może pomóc. Pomimo, że postępy grupy póki co są niewielkie to z pewnością zyskali solidne wsparcie.

Shane

Gdy cała sprawa dobiegła końca Dante zgodnie z obietnicą znalazł sposób by uwolnić go od klątwy. Młody Opustoszały najprawdopodobniej nie zaangażował się bezpośrednio w sprawę Remy’ego, ale można było odnieść wrażenie, że żywo interesuje się postępami. Ponadto jego życie niewiele się zmieniło, poza tym, że częściej odwiedza gabinet pewnej lekarki. Cóż, teraz nawet młodzi ludzie potrzebują pomocy kardiologa.

Remy

Remy został zabrany przez Huberta w bezpieczne miejsce, gdzie z pomocą innych magów został zabezpieczony. Jest utrzymywany przy życiu, ale w stanie śpiączki. Do tej pory kilkakrotnie próbowano na nim przeróżnych metod, które miały jednak jedną cechę wspólną – były nieskuteczne. Ciężko powiedzieć czy uda się go uratować, ale z dnia na dzień szanse są coraz mniejsze.

Kilian

Po uwolnieniu z rąk Nephandi zaopiekował się nim John Courage, który pomimo dużej różnicy światopoglądowej czuje sympatię do młodego Chórzysty. Podczas pobytu pośród Maruderów Kilian miał okazję lepiej poznać tę grupę, choć zrozumienie jej leży nawet poza jego możliwościami. Gdy całe zamieszanie dobiegło końca Kilian wrócił do swojej Tradycji. Ojciec Morgan początkowo chciał go przenieść, jednak postanowił, że zostanie w Chicago. Podobno powierzył chłopakowi jakieś ważne i tajne zadanie.

Mag by Molu – Początek 1

Posted in Informacje pokampanijne, Wszystkie on 01/07/2014 by Molu

George Morrison i Eric Lloyd

George Morrison był doświadczonym i znanym Eutanatosem, który zajmował się głównie śledzeniem i zwalczaniem wpływów Nephandi. Przez wiele lat stał się skryty i nieufny. Pracował głównie sam. Oczywiście nie zwalczał wroga sam, ale wzywał wsparcie, dopiero gdy miał twarde dowody.
W roku 2004, dzięki informatorowi, wpadł na trop Nephandi, którzy znaleźli się wewnątrz struktur Technokracji. Nie mógł im o tym powiedzieć, bo wzbudziłoby to podejrzenia, a ich śledztwo mogłoby pozwolić kultystom uciec. Nie mogły się też tym zająć Tradycje, bo usunięcie wysoko postawionych Technomantów wywołałoby odwet. Sprawa była jednak ważna, ponieważ Nephandi mogli przejąć władzę nad duża siecią Technokratów.
Morrison wpadł więc na pomysł. Da się złapać Ludziom w Czerni i w toku śledztwa powie im prawdę. Będzie to wtedy bardziej wiarygodne i trafi do odpowiednich ludzi, którzy jak wiedzą, nie byli skażeni. Miał oczywiście przygotowaną drogę ucieczki, jednak ten, który miał mu pomóc zawiódł .

Pewnej sprawy jednak nie przewidział w swoim planie. Nie było śledztwa. W tym czasie Progenitorzy prowadzili ambitny projekt mający na celu przygotowanie hodowli dużej ilości klonów. Czyich? Planem było przechwycenie jakiegoś wpływowego maga Tradycji i sklonowanie go wielokrotnie aż natrafi się na klona z Przebudzonym avatarem. Dziwnym trafem w ich ręce wpadł akurat Morrison, który nadawał się idealnie – nieposzlakowana opinia, niepodważalny autorytet, znajomości, wpływy, a do tego skryty i trzymający się na uboczu. Dlatego nikt się nie zainteresował co ma do powiedzenia.
Próba otrzymania właściwego klona trwała ponad rok. Przez ten czas trzymano Morrisona w uśpieniu – na wszelki wypadek. Całym projektem klonowania zarządzał Eric Lloyd. Gdy otrzymano właściwego klona, który by się nadawał postanowiono pozbyć się oryginału. Lloyd postąpił wbrew procedurom i obudził Morrisona przed śmiercią. Ten rozumiejąc co nastąpi, wyczuł jedyną szansę i powiedział o wszystkim Lloydowi.

Gdy ta faza projektu zakończyła się i nowy Morrison został przekazany na indoktrynację i szkolenie projekt klonowania zamknięto. Lloyd przeprowadził własne śledztwo i zorientowawszy się na jaką skalę Nephandi zakorzenili się w strukturze, upozorował własną śmierć i zniknął.

Epilog – Bohaterowie Niezależni

Posted in Informacje pokampanijne, Wszystkie on 21/06/2014 by Molu

Dante

Dante2

Zamknięcie całej sprawy wciąż nie rozwiązało kłopotów Dantego – nadal nie ma avatara. Nie przeszkodziło mu to w wywiązaniu się z umowy względem Shane’a. Ponadto nawiązał ścisłą współpracę z Eutanatosem Hubertem, byłym mentorem Remy’ego. Poza chęcią pomocy poszukuje również informacji dla siebie. Pozostaje w stałym kontakcie z pozostałymi magami kabały. Jego brak avatara wciąż pozostaje tajemnicą dla magów Tradycji.

Czarny

Czarny

Te wszystkie wydarzenia nie wpłynęły zbytnio na słowiańskiego guślarza. Wciąż jest opryskliwy i bezpośredni jak przedtem, ale również chętny do pomocy. Poszukuje rozwiązania dla Remy’ego, ale też czuwa nad duchowym spokojem Wietrznego Miasta. Ciągle wypytuje duchy o Sophie, którą opiekował się przez ostatnie tygodnie. Sam niezbyt lubi wycieczki do Umbry, więc nie pochwala decyzji dziewczyny.

Hakkan Sukur

hakkan

Los tego tajemniczego maga pozostaje nieznany. Tradycje nie informują o tym by Ahl-i-Batin pojawił się gdzieś, ale w końcu ukrywanie się to jego specjalność. Nie ustalono po czyjej stronie był i jakimi motywami się kierował. Wciąż jest uznawany za niegodnego zaufania, a nawet niebezpiecznego. Pewnym pozostaje, że kiedyś znów się pojawi by kontynuować swoją misję.

Eric Lloyd

Lloyd

Przez magów Tradycji oraz Technokracje wciąż uznawany za zmarłego. Nadal prowadzi swoje badania na uboczu od wszystkich rozgrywek politycznych i są plotki, że jeśli żyje, to nadal znajduje się w okolicach Chicago. Być może prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, chyba, że dokona jakiegoś odkrycia.

Aleksiej Popov i Cassandra

Popov kassandra

Aleksiej wciąż mieszka w nieistniejącej odnodze chicagowskiego metra wraz ze swoją uczennicą. Cassandra podeszła do egzaminów mających sprawdzić jej możliwości samodzielnego działania jako mag. Niestety ze względu na kontrowersyjne tezy przedstawiane na temat Wzorców nie została przepuszczona. Za to częściej zaczęła pojawiać się na powierzchni i korzystać z życia. Ponoć widuje się ją ostatnio z grupą Kultystów Ekstazy.

Flat Tom

Flat Tom

Informacje o tym wampirze są sprzeczne. Większość mówi, że opuścił Chicago niedługo po śmierci Angeli. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że wciąż jest w mieście, chociaż nie ujawnia się byle komu. Nosferatu milczą w jego sprawie, więc prawda pozostaje tajemnicą.

Marty

marty

Człowiek-duch żyłby dokładnie tak jak do tej pory, gdyby nie dowiedział się przypadkiem, że Sophie wyruszyła do głębokiej Umbry. Od tamtej pory ślad po nim zaginął. Nawet duchy kręcące się po Penumbrze nie mają o nim żadnych informacji.

John Courage

john courage

W czasie trwania zamieszania z Fragmentami Czystego John skupił się na Chicago i okolicy. Po tym gdy sprawa ucichła informacje o pojawieniu się Courage’a napływały z całych północnych Stanów oraz, choć rzadziej, z pozostałych rejonów kraju. Ci którzy mieli z nim styczność twierdzą, że poszukuje arabskiego maga o imieniu Hakkan. Są też tacy, którzy twierdzą, że John utrzymuje kontakty z Chórzystą Kilianem, ale to raczej tania sensacja niż pewne informacje.

Maxymilian „Max” Bonaparte

Max

Niedługo po zakończeniu wydarzeń związanych z Fragmentami Czystego Max ponownie odwiedził Chicago, tym razem na prośbę Huberta. Kapłan również dołączył się do zadania uwolnienia Remy’ego od tego co się mu przytrafiło. Ponadto jest żywo zainteresowany losami Constancy. Prawdopodobnie dlatego, że to jedyna osoba na północy, która umie ugotować dania z Luizjany.

Jasmin

jasmin2

Niewielu magów słyszało o tej kobiecie i całe ich szczęście. Ponoć jej potencjał jako Łowcy znacznie wzrósł ostatnimi czasy i na forum mogła pochwalić się kilkoma błyskotliwymi akcjami. Jej działania również pogłębiły wiedzę łowców na temat potworów. Pomimo tego zbliżyła się do grupy mniej radykalnych Łowców, czym nie zyskała sobie sympatii bardziej skrajnego grona.

Fragmenty Czystego – biogramy

Posted in Informacje pokampanijne, Wszystkie on 19/06/2014 by Molu

Michel Harper, „Izyda”
Fragment Czystego
Życie

starlight_by_miiiiirellaaaaaaaaaa-d4ipao2

Urodzona 26 marca 1978r. w Iowa City. Najmłodsze lata spędziła w domu dziecka. Nigdy nie poznała prawdy o swoich biologicznych rodzicach. Po osiągnięciu pełnoletności dzięki ciężkiej pracy, dobrym ocenom i stypendiom, które udało jej się uzyskać rozpoczęła i ukończyła studia medyczne. Zamieszkała w Davenport prowadząc niezależne życie. Gdy odkryła moc porzuciła praktycznie wszystko i postanowiła nieść pomoc najbardziej potrzebującym. Ludzie w potrzebie zdawali się ją przyciągać tym silniej im gorszy był ich stan. Prawdopodobnie dlatego odnalazła wampiry w Chicago. Zginęła z ręki Wiliama Burtona.

John Merryfield
Fragment Czystego
Korespondencja

merryfield

Urodzony 9 kwietnia 1950. w Chicago. Ksiądz katolicki, misjonarz. Z wykształcenia był teologiem i geografem. Przez wiele lat odwiedził, z posługą kapłańską, wiele krajów Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Do USA powrócił w 2006 roku by przejść na zasłużona emeryturę. Osiadł w parafii w niewielkim miasteczku Momence. Gdy odkrył w sobie moc zorientował się, że są ludzie, którzy próbują go znaleźć. Starał się przed nimi ukryć tak by jak najmniej niewinnych ucierpiało. Z tego też powodu został wchłonięty przez Nicka Summersa.

Steven Johanson
Fragment Czystego
Siły

steven

Urodzony 6 kwietnia 1980r. w Milwaukee. Pochodził z inteligenckiej rodziny prawniczej. Ze względu na zamiłowanie do nauk ścisłych nie podążył ścieżką rodziców przez co poróżnił się z nimi i nie utrzymywał kontaktu. Otrzymał stopień doktora z fizyki stosowanej i pracował naukowo na macierzystym uniwersytecie stanowym. Do czasu odkrycia w sobie mocy. Ze względu na idealistyczne podejście do życia chciał wykorzystać swoją moc do walki ze złem na świecie. Ostatecznie jego moc została wchłonięta przez Remy’ego, a on zapadł w śpiączkę, z której do tej pory się nie obudził.

Eddie Welsh
Fragment Czystego
Materia

eddieUrodzony 29 marca 1970r. w Dallas. Pochodził z biednej, wielodzietnej rodziny. Od najmłodszych lat musiał pracować na swoje utrzymanie. W wieku czternastu lat uciekł z domu i już nigdy do niego nie wrócił. Wyjechał na północ. Przez wiele lat pracował w różnych fabrykach, głównie w Chicago. Gdy przemysł podupadł trafił na ulicę. Kilka lat wcześniej przeniósł się do Rockford, ponieważ wiek sprawiał, że trudno mu było konkurować z innymi na ulicach dużej metropolii. Gdy odkrył swoją moc nie bardzo wiedział co z tym zrobić. Wykorzystywał ją do raczej przyziemnych spraw związanych ze swoją codzienną egzystencją. Zginął zabity w rytuale Nephandi, a jego ciało przejął byt spoza rzeczywistości.

Walter Johnson
Fragment Czystego
Pierwsza

walterUrodzony 14 kwietnia 1974 roku w Milwaukee. Pochodził z rodziny głęboko wierzącej i przez pierwsze lata swojego życia był silnie indoktrynowany. Jako nastolatek zbuntował się i osiągnąwszy dojrzałość opuścił rodzinę. Nigdy nie założył własnej. Skończył szkołę zawodową z zakresu rachunkowości i przez większość swojego zawodowego życia był pracownikiem finansowym niższego szczebla. Prywatnie interesował się ezoteryką. Ukończył kurs i był licencjonowanym bioenergoterapeutą. Gdy odkrył moc nauczył się pochłaniać energię innych. Stało się to dla niego nałogiem tak silnym, że był gotów zabijać by wchłonąć więcej. Ostatecznie został pokonany i oddany na pożarcie duchom w Penumbrze.

Alice Bauman
Fragment Czystego
Umysł

UmysłUrodzona 7 kwietnia 1985 roku w Detroit. Pochodziła z dość zamożnej rodziny. Jej ojciec był inżynierem w zakładzie motoryzacyjnym. Niestety przemysł szybko upadł i wraz z rodziną przeniosła się do Denver. Tam skończyła szkołę policyjną i postanowiła wrócić do targanego problemami, rodzinnego miasta. Pracowała, z dużymi sukcesami, w wydziale śledczym. Gdy odkryła swoją moc wykorzystywała ją by jeszcze lepiej wykonywać swoją pracę, a także by zmieniać poglądy przestępców na bardziej praworządne. Została namierzona przez grupę Eutanatosów. Magowie uchronili ją przed Npehandi. Jej los jest obecnie nieznany.

Nick Summers
Fragment Czystego
Entropia

Nick SummersUrodzony 11 kwietnia 1971r. w Iowa City. Od dzieciństwa jego rodzice wiele od niego wymagali. Sami nie byli wysoko wykształceni, jednak ciężką pracą dorobili się sporego majątku. Kierowany również własną ambicją ukończył studia prawnicze oraz ekonomiczne. Przez kilkanaście lat był maklerem giełdowym. Dzięki doskonałym wynikom zyskał renomę oraz bogactwo. Gdy odkrył swoją moc zorientował się, że może ją wykorzystać by jeszcze efektywniej obracał pieniędzmi. Jego machinacje szybko zostały odkryte przez Nephandi. Został przez nich przejęty i indoktrynowany. Niedługo później odnalazł Thomasa Caldwella i niweczył jego poczynania. W końcu doszło do konfrontacji i został uwięziony. Nephandi uwolnili go i zdołał wchłonąć dwa inne Fragmenty Czystego. Połączenie z trzecim było powodem zakończenia jego egzystencji.

Wabaunsee, Thomas Caldwell
Fragment Czystego
Duch

billyUrodzony 21 kwietnia 1957 r. w Green Bay. Wychowywał się w rezerwacie Indian Potawatomi na północy stanu Wisconsin. Był synem szamana i na szamana był również wychowywany. Od najmłodszych lat był uczony współżycia z naturą oraz duchami. Jego młodszy brat Sauganash miał do tego większy talent, który nazywał prawdziwą magyą. Gdy zmarł ich ojciec młodszy brat zostawił mu pieczę nad duchowym życiem wioski, a sam zamieszkał daleko w lesie. Gdy Wabaunsee odkrył swoją moc szybko zrozumiał z czym ma do czynienia. Wizyta w świecie duchów dałą mu wiele odpowiedzi. Postanowił odnaleźć swoich duchowych braci. Jeden z nich znacznie mu to utrudniał, ponieważ przesiąknął złem. Wabaunsee musiał go uwięzić i stać na straży by nie wyszedł. Został jednak ostatecznie pokonany przez Nephandi i wchłonięty przez Nicka Summersa.

Sesja 17 – Cena Magyi 3/3

Posted in Sesje, Wszystkie on 11/06/2014 by Molu

Ostatnia sesja Rozdziału 3 i całej Kampanii.

Kabała stanęła twarzą w twarz z Nephandusem, który prawdopodobnie odpowiedzialny był za całe to zamieszanie.

Mężczyzna wydawał się bardzo pewny siebie. Zaproponował, żeby Kabała sobie odpuściła i nie mieszała się już więcej. Próbował też przemówić do Remy’ego kusząc go i prowokując. Eutanatos pozostał jednak niewzruszony. Shanem też się zainteresował, ale pozostali magowie szybko zmienili temat. Na pytania czemu robi to wszystko odpowiedział, że chce dać światu dar łaski i zakończyć jego egzystencję. Świat chyli się ku upadkowi, który jest nieunikniony. Na ten argument ktoś zapytał po co, więc pomagać w upadku, skoro i tak nastąpi, Nephandus odpowiedział prosto, że on chciałby ten upadek zobaczyć. Pozwolił im odejść, więc skwapliwie skorzystali z tej możliwości.

Na zewnątrz doszło do zażartej dyskusji. Dante wyraził swoją frustrację stertą przekleństw. Steven stał z tyłu i się nie odzywał. Magowie ustalili, że trzeba zobaczyć co tam się stało. Ze względu, że Czas w Umbrze nie istnieje nie mógł im pomóc. Jednak Sophie udało się wezwać ducha czasu, który pokazał jej wizję tego co się wydarzyło.

Na miejsce przybył Nephandus w towarzystwie jeszcze kogoś. Uzbrojony był w miecz, który w Umbrze lśnił od mocy. Mag wezwał na swój rozkaz hordę duchów, która zaatakowała duchy indiańskich wojowników. Magowie spostrzegli, że obrońcy są silniejsi niż się spodziewali, niezwłocznie uderzyli na Fragment Czystego Ducha i stoczyli z nim mentalną walkę. Szala zwycięstwa przesuwała się jednak na korzyść Czystego, niestety zamknięty przez niego Czysty Entropii uwolnił się i zakończył walkę łącząc się z czystym Ducha. Po tym wszystkim stracił bardzo wiele mocy, więc Nephandus wydał polecenie temu drugiemu, żeby go stąd zabrał. Odeszli w Głęboką Umbrę ścigani przez część indiańskich duchów. Te, które zostały nie miały już szans, zwłaszcza, że stanął przeciw nim mag z duchowym mieczem. Gdy wszystkie duchy zostały pokonane zjawiła się Kabała.

Doszli do wniosku, że już nic więcej się nie dowiedzą więc wrócili do Willi. Tam ustalili, że trzeba odnaleźć kryjówkę Nephandi i powstrzymać ich za wszelką cenę. Pozostaje kwestia łączenia się Fragmentów Czystych. W ten sposób może powstać istota o bardzo dużej mocy. Też im się to nie uśmiechało. Problemem pozostawały Fragmenty, które jeszcze żyły – na przykład Steven. Była opcja pozbawienia go życia, awatara, albo pokonania Nephandi zanim się do niego dobiorą. Pomimo, że Steven był pogodzony z losem magowie bardzo się o to poróżnili. Wyszło też na jaw, że przed epizodem z Klonem Dante przekazał opiekę nad księdzem Morganem Hubertowi, mentorowi Remy’ego. Po tej dyskusji magowie rozeszli się, każdy do swoich spraw. Jednak gdy wieczorem w całym Chicago zabrakło prądu wrócili do Willi.

Remy zaproponował, że może oddzielić avatar Stevena nie robiąc mu przy tym krzywdy. Magowie uznali, że to dziwne, ale Remy był bardzo przekonujący i prosił o zaufanie, więc je dostał. Kiedy połączył się z Czystym Sił magowie wyczuli przepływ mocy. Sophie i Const śledziły to na zupełnie innej, duchowej, płaszczyźnie. Coś jednak poszło nie tak. Remy najwyraźniej stracił nad tym panowanie. Rozdzielenie ich nie było zbyt łatwe. Gdy to się udało obaj stracili przytomność. Steven wpadł w śpiączkę. Według Constancy był zdrowy, jednak Sophie stwierdziła, że jego dusza uległa uszkodzeniu. Zmienił się też wzorzec Remy’ego. Prawdopodobnie jego avatar połączył się z tym co zabrał od Stevena.

Shane zbadał jego powierzchowne myśli i znalazł tam Eddiego, bezdomnego, który stał się demonem. Demon chwalił Eutanatosa za to co zrobił, tak właśnie miało się stać. Remy nie był do końca świadom tego co zrobił. Wiedział, że coś się spieprzyło, ale nie wiedział co i jak bardzo. Opowiedział o tym pozostałym zachowując dla siebie bardziej kontrowersyjne szczegóły.

Gdy Remy się ocknął doszło do dość ostrej rozmowy, z której właściwie nic nie wynikło, gdyż Remy nie wytłumaczyć co i dlaczego zrobił. Zachowano status quo, jednak od tej chwili wszyscy patrzeli inaczej na Remy’ego.

Z Remy’m skontaktował się Hubert (jego mentor) prosząc o wsparcie, ponieważ Nephandi dorwali już jednego z Czystych pod jego opieką i niedługo pewnie znajdą drugiego.

Wyruszyli z Willi kierowani przez Huberta. W pewnej chwili wyczuli, że zaczęła się akcja. Wjechali na tyły pasażu handlowego i wpadli do jednego z magazynów. Trwałą tam zażarta walka, jednak z ich pomocą szybko się skończyła. Wśród ocalałych był Hubert, młodszy Eutanatos i nieznajoma kobieta, która prawdopodobnie była Fragmentem Czystego.

Umysł Gragment Czystego Umysłu

Doszło do dość długiej rozmowy filozoficznej pomiędzy mentorem, a uczniem. Hubert nie pochwalał tego co zrobił młodszy mag oraz tego co zamierza zrobić. Powiedział, że będzie bronił ostatniego Czystego, a jeśli okaże się, że może wpaść w ręce Nephandi postara się, żeby nikt go nie dostał. Dał Remy’emu 24 godziny. Rozstali się niedługo później.

Kolejnym krokiem było odnaleźć Nephandi. Sophie wezwałą ducha Indianina, który wcześniej strzegł kurhanu i ten obiecał zaprowadzić ich do miejsca, gdzie odeszli tamci.

W samochodzie doszło do kłótni, która nieomal skończyła się śmiertelnie. Rzeczy, które mówił Remy były dość kontrowersyjne i cierpliwość Adama względem Remy’ego się wyczerpała i gdyby nie pozostali pewnie by się pozabijali. Gdy ochłonęli nieco postanowili ruszać. Problemem był jednak Remy, który poniekąd zawierał fragment Czystego, a tego nie chcieli oddać przeciwnikowi. Argumentem za był fakt, że jeśli im się teraz nie powiedzie to oni tak czy inaczej znajdą Remy’ego i wezmą sobie to czego chcą.

Przekroczyli Rękawicę i wezwany duch Indianina poprowadził ich do Głębokiej Umbry i wskazał jedno z Królestw Horyzontalnych. Sophie znalazła wejście i otworzyła je przepuszczając całą grupę.

Znaleźli się pod wodą. Natychmiast stworzyli bąbel powietrza wokół siebie, żeby nie utonąć. Okazało się, że nie są jednak sami, zaatakował ich ogromny stwór z dużą ilością macek. Rozbił ich bańkę i próbował ogłuszyć falą dźwiękową, jednak udało im się uciec na powierzchnię. Zorientowali się, że są, w tym samym Królestwie, które odwiedzili uprzednio. Wieża jednak nie była różowa, lecz czarna. Z wioski i prymitywnych pól pozostały zgliszcza. Pod wieżą natrafili na grupę zmutowanych istot, z którymi również mieli do czynienia wcześniej. W obawie przed gniewem Nephandi nie chcieli pomóc Kabale, a nawet ich zaatakowali. Stwory nie stanowiły dużego wyzwania. Część zabili, a część jedynie unieszkodliwili. Nie mieli zbyt wiele czasu.

Wewnątrz, w laboratorium spotkali Nephandusa oraz Hakkana. Było tam też dwoje innych magów oraz czarnoskóry mężczyzna przywiązany do stołu. Tego ostatniego widzieli w wizjach – był to Fragment Czystego Entropii.

Noyle Black Nephandus – Gilledian

Hakkan nie odpowiedział na powitania, zaś starszy mężczyzna przywitał ich serdecznie. Znów próbował ich skłonić do współpracy, chociaż bez większego przekonania. Rozmowy na tle ideologicznym też nie wchodziły w grę. W końcu doszło do walki.Kabała najpierw skupiła się na Hakkanie, który ostatecznie skończył przysypany kamieniami z sufitu. Później doszło do starcia z samym Nephandusem, ponieważ pozostała dwójka magów wydawała się niezbyt zainteresowana walką. Adam trawiony był przez jakąś okropną chorobę, która sprawiała, że wymiotował krwią, a na skórze pękały mu ropne czyraki. Gdyby nie Const pewnie nie przeżyłby długo. Remy miał problemy z samokontrolą. Na szczęście po dłuższej chwili udało im się zyskać przewagę i ostatecznie zabić maga.

Wtedy właśnie ocknął się Czysty Entropii, który prawdopodobnie wchłonął już kilku innych Czystych. Ruszył w stronę Eutanatosa.  Próba zatrzymania go okazały się nieskuteczne, podobnie jak próby uśmiercenia go. Gdy mężczyzna oświadczył Remy’emu, że teraz się połączą Adam zatrzymał dla niego czas. Nie mogło to jednak powstrzymać ducha, który wniknął w Remy’ego. Mag padł na ziemię nieprzytomny.

Nick Summers Fragment Czystego Entropii

Walka się skończyła. Dwaj pozostali magowie uciekli. Kabała choć w kiepskim stanie to przetrwała. Na szybko ustalili, że Remy nie może się ocknąć, ponieważ wchłonął zbyt wielu Czystych i prawdopodobnie już nie będzie sobą, a jeśli się obudzi to już nad nim nie zapanują. Constanca zadbała o jego długi i zdrowy sen. Uznali, że potrzebna będzie pomoc, ponieważ transport Remy’ego przez Umbrę jest ryzykowny ze względu na panujące tam, odmienne, prawa. Shane zaproponował, że ma możliwość udać się na Ziemię i sprowadzić wsparcie. Nie wnikając jak miałby to zrobić zgodzili się.

Młody mag wrócił do Willi gdzie pozostał Dante czuwający nad Stevenem. Gdy opowiedział o tym co się wydarzyło w Umbrze Dante posmutniał. Skontaktował się z Hubertem oraz z Czarnym. Obaj przybyli do Willi i usłyszeli tę samą historię. Dwaj starsi magowie postanowili pójść po Remy’ego, chociaż Czarny nie był zachwycony tą perspektywą.

W tym samym czasie Sophie odnalazła inne wyjście z tej Domeny, a po dłuższej medytacji znalazła nawet sposób jak skorzystać z portalu. Adam odpoczywał wycieńczony, a Constanca gdzieś zniknęła, jednak po dłuższym czasie wróciła.

W końcu zjawiła się odsiecz. Magowie zabezpieczyli Remy’ego i wszyscy wspólnie opuścili plugawe miejsce.

Wyjście z Domeny znajdowało się na wysypisku odpadów. Właśnie tam o wchodzie słońca zakończyła się Kampania Mag by Molu.

Dziękuję czytelnikom (w zasadzie pewnie tylko graczom) za uwagę. Pojawi się tu pewnie jeszcze trochę wpisów dotyczących wydarzeń zakulisowych, więc bądźcie czujni.

Remy – Życie to nie bajka

Posted in Wszystkie, Za kulisami on 11/06/2014 by Molu

[Pomiędzy sesją 16 i 17. Rozmowa, która odbyła się w głowie Remy’ego gdy Kabała spotkała Nephandusa w Umbrze. Może to tłumaczyć część jego późniejszych zachowań i wyborów.]

Remy stał na szczycie kurhanu. Bujna zielona trawa uginając się przy podmuchach wiatru przypominała falujące morze. Było ciepło. Chmury pędziły po niebie. Aż po horyzont nie było widać nikogo.

– Remy – zapytała Lucy tuż obok niego, tonem zwiastującym egzystencjalne pytanie ośmiolatki. – Lubisz bajki? Ale nie głupie kreskówki tylko te takie stare, co się czyta na dobranoc.

– Czy lubię bajki? Można tak powiedzieć. Zawsze lubiłem to, że każda z nich była jakimś małym, ale cholernie prawdziwym odbiciem ludzkiej duszy. Wybacz mi słownictwo młoda damo. – Remy skłonił się śmiertelnie poważnie przed dziewczynką. – Tak jak kiedyś rozmawialiśmy o Wilku i Myśliwym.

Lucy zamyśliła się na chwilę.

– No tak, pamiętam – przyznała. – Ale tak sobie myślałam, że te bajki są głupie. – Powiedziała to z kompletną pewnością. – Bo wiesz, one wszystkie się dobrze kończą. Dlaczego? Przecież niewolno oszukiwać! A nie wszystko się dobrze kończy.

 Bajki nie są głupie, są po prostu drogowskazem – wzorcem, mają wychowywać i dawać nadzieję.  I kończą się morałem, on jest zawsze najważniejszy. – Remy spojrzał na Lucy w zamyśleniu. –  Niestety masz rację, w życiu nie zawsze tak jest. Głównie, dlatego, że są ludzie, którzy w bajki nie wierzą. Albo tacy, którzy specjalnie chcą żeby nie było tak jak w bajce. Są też tacy, którzy chcą opowiedzieć nowe bajki, takie, które się będą źle kończyły. Chcą zbudować nowe drogowskazy.

Podmuch wiatru omiótł wzgórze niosąc ze sobą suche źdźbła traw.

– Ale – zaczęła niepewnie Lucy odgarniając włosy z twarzy – gdyby bajki kończyły się źle… – zawahała się. – No wiesz, że myśliwy nie przyszedł albo książę nie odnalazł Śnieżki…. Może wtedy ludzie byliby ostrożniejsi? To nie byłby dobry drogowskaz?

– A czy mały James spałby spokojnie wiedząc, że jego Ojciec nie pomoże mu, gdy spadnie ze schodów? Że żaden myśliwy nie przyjdzie, jeśli napadnie na Kapturka? Na kogo wyrośnie taki mały James? – Remy przykucnął przed Lucy spoglądając jej w oczy. – Jaki świat stworzy sto milionów takich Jamesów? Czy świat, w którym każdy będzie ostrożny i opiekuńczy? Czy może świat, w którym sto milionów Jamesów wiedziałoby, że nic co zrobią nie będzie niosło żadnych konsekwencji?- Chłopak spojrzał się bardzo uważnie w źrenice Lucy. –Ludzie są silni, ale do przetrwania potrzebują siebie nawzajem. Zaufania. Ram współpracy. Kontaktu socjalnego. Zdrowych relacji społecznych. Rozwoju wewnętrznego. – Remy zmrużył oczy. – Lucy, co się stało? Czemu o tym znowu rozmawiamy? Masz jakieś wątpliwości? Powiedz mi, co Cię dręczy. Zaufaj mi malutka.

Lucy wyglądał na dość niepewną słuchając maga.

– Ten biedy pan Eddie… – zaczęła bardziej piskliwie niż zazwyczaj. – Nie pomogliśmy mu i zamienił się w robaki… To smutne i niesprawiedliwe. Robaki są okropne…

– To nie Eddie zamienił się w robaki, Lucy. Tylko bardzo zły demon, który zabrał Eddiemu wszystko, nawet jego twarz. Eddie umarł jakiś czas wcześniej… I tak masz rację, to było bardzo smutne i niesprawiedliwe… Dlatego właśnie szukaliśmy ludzi, którzy to zrobili. Ale z drugiej strony nie sądzisz, że Mark wykorzystał szansę, którą dostał? – Remy objął Lucy ramieniem, tak pocieszająco.   Nie sądzisz, że to pokazuje jak silny jest człowiek? Że potrafi mimo upadku, sięgnąć po swoje marzenie i wykorzystać swój talent? Jak silne mogą być te pozytywne wzory? Albo Steven? Albo setki innych osób?- Remy dotknął ją w czubek noska. – Nie zwieszaj nosa na kwintę, mała. Mark pięknie grał.

No – odpowiedziała elokwentnie i przytuliła się do Remyego.

– Tylko… – podjęła po chwili – Ja nie lubię tego demona, jest zły i głupi. I boję się robaków. Boję się, że Robakowy Demon kogoś skrzywdzi. Że ciebie skrzywdzi…

Remy pogłaskał ją po włosach.

– Też go nie lubię. Nawet bardzo. I równie bardzo bym nie chciał żeby kogoś jeszcze skrzywdził. – Orleańczyk zamyślił się. – A o mnie, Lucy, się nie martw. Jak ma być, tak będzie. To, co nas tam czeka jest sumą wyborów, jakie zrobiliśmy do tej pory. Lepszych lub gorszych, ale naszych. Dobrze wykorzystaliśmy nas czas, staraliśmy się zachować równowagę Cyklu. Nasz potencjał nie został zmarnowany. – Remy przytulił Lucy delikatnie. – Pamiętaj: jestem tym, kim jestem, mała.

– Ale… – dziewczynka wydawała się niepewna. – Równowaga to znaczy, że jeśli zrobiliśmy coś dobrego to stanie się coś złego? – zapytała. Większa chmura przesłoniła słońce, wiatr się wzmógł. – Czy dlatego On tu jest? – dodała jeszcze.

– Nie. Równowaga Cyklu oznacza, że awatary swobodnie i zgodnie ze swoimi prawami krążą w Telluri. Nikt nie ingeruje w Cykl, jak w Willowbrook, albo Rockfort. A po co on tu jest? Bo jest tu jeden z Czystych, pewnie chce w jakiś wykorzystać jego potencjał.

Lucy powoli pokręciła głową patrząc na Remy’ego, ale wzrok miała utkwiony gdzieś w dali.

– Nie on – wyszeptała. – On.

Mag miał wrażenie, że dziewczynka wypada mu z rąk. Wiatr się wzmógł i dotyk Lucy zniknął, a ona rozwiała się jak mgiełka. Chmura przeszła, jednak Remy wciąż pozostawał w cieniu.

– Ona mówiła o mnie – usłyszał znajomy chrypliwy głos Eddiego. Bezdomny stał kilka kroków za nim.

– Ah… Świetnie! – Remy uśmiechnął się szeroko, jak na widok dawno niewidzianego kolegi. – Skoro już jesteś to może dowiemy się u źródła… Dlaczego tu jesteś?

Eddie miał oczy całkowicie czarne.

– Jestem tu, ponieważ zawsze tu byłem – odpowiedział beznamiętnie. –Jesteś tym kim jesteś… A ja jestem twoją częścią. Nieważne czy tego chcesz, czy nie.

– Wiec postawie pytanie inaczej: po co tu jesteś? A w kwestii chcenia, bądź niechcenia – ono nie ma nic do rzeczy. To tylko kwestia akceptacji i zrozumienia pewnych spraw. – Remy z ciekawością wpatruje się w czarne oczy Eddiego.

Eddie stał tam jak figura woskowa. Twarz pozostawała nieruchoma, jednak w oczach czaiła się pustka. W zasadzie Otchłań, żywa nicość.

 Jestem tu po to byś mógł zdecydować. Żebyś mógł poznać konsekwencje. Myślisz, że podjąłeś swoją decyzję, że wybrałeś swoją drogę. Myślisz, że rozumiesz ten wybór. Niestety to przed czym stoisz sięga dalece poza twoją percepcję.

Kiedy zdawało się, że już nic nie powie przemówił ponownie.

 Jesteś wyjątkowy, wiesz o tym. Zawsze wiedziałeś.

– Wiele spraw wybiega poza moją percepcję. Czemu właśnie teraz rozmawiamy o wyborach? – Remy przekrzywił głowę. – Czemu nie rozmawialiśmy o tym wcześniej? W vanie? W Rockfort? W Willowbrook? Albo w tym entropicznym Królestwie w Głębokiej Umbrze? Czemu rozmawiasz ze mną? A nie innymi ludźmi tutaj?

Pustka spoglądała w Remy’ego.

– Ależ rozmawialiśmy. W podziemiach kościoła, w Rockford i w Umbrze. Nie zawsze to ja mówiłem, ale dzięki mnie ich słyszałeś. Teraz rozmawiamy, bo dojrzałeś. Możesz podjąć decyzję. Ci, którzy ci towarzyszą nie są gotowi, nie otworzyli swojego serca na prawdę, którą ty poznałeś.

– Rozumiem… – Remy przekrzywił głowę, uśmiech zniknął z jego twarzy jak zdmuchnięty. – Ale czemu twierdzisz, że dojrzałem…? – Potrząsnął głową i spojrzał w pustkę. – Mam niejasne przeczucie, że wiem o jakiej decyzji mówimy… więc powiedz mi o konsekwencjach, skoro po to tu jesteś.

Przetaczające się przez niebo chmury dawały fantazyjne cienie wokół. Pomimo silnego wiatru, który szumiał w trawie głos Eddiego był wyraźny i można było powiedzieć, że dochodzi zewsząd.

– Remy, możesz to wszystko zakończyć. Do tego zostałeś stworzony. Druga ścieżka, której się wystrzegasz to nie jest zwycięstwo Nephandi. Zastanów się nad tym. Wiele razy słyszałeś argumenty. Nie chcesz podążyć tą drogą, bo zostałeś nauczony, że jest zła. Powiedzieli ci, że jest zła. Ja mówię, że to łaska dla świata Dlaczego im wierzysz bardziej niż mi?

– Nigdy nie powiedziałem, że Ci nie wierzę. – Remy uśmiechnął się delikatnie. –Nawet więcej, dzięki Tobie zauważyłem pewne sprawy. Wciąż jednak nie rozumiem swojej roli w tym równaniu. Jesteś potężny, masz swoich… – Remy na chwilkę zamilkł jakby znalezienie odpowiedniego słowa, pasującego do sytuacji było problematyczne. – … popleczników. Oczywiście bardzo mi pochlebia moja rola w tym wszystkim… – Remy uśmiechnął się, żeby zamaskować zadowolenie. – Po co ja jestem Ci potrzebny?

W Pustce oczu mignął kolorowy obraz małej dziewczynki.
Nie słuchałeś. Nie jestem nim. Jestem częścią ciebie. Tak jak Lucy. On oraz demon w Rockford pozwolili mi się przebudzić, mówić do ciebie. Teraz już rozumiesz czego chcę? Masz przeznaczenie do wypełnienia. Czujesz to, prawda?

  Ahhhh… Teraz rozumiem… – Remy szerzej otworzył oczy. – Tak, mam przeznaczenie do wypełnienia. Jak każdy.

– Więc wiesz, że przeznaczeniu nie można się przeciwstawiać. Twoim przeznaczeniem jest zakończyć to wszystko, definitywnie. Tylko pozostaje pytanie czy będziesz walczył z przeznaczeniem, czy przyjmiesz swoją rolę.

Remy zamknął oczy, dłuższą chwilę nic nie mówiąc. W końcu wciągnął głęboko „powietrze”.

– Hmmm… Przeznaczenie… Tyle razy się o nie ocierałem, tyle razy o nim rozmawiałem, ale nigdy o moim własnym. Może po prostu nie chciałem go znać… Jestem tym, kim jestem – nie będę walczył z przeznaczeniem. Rzucę się prosto w sam jego środek. Va bank.

– Doskonale – pochwalił Eddie i Remy przysiągłby, że się uśmiechał, chociaż jego twarz nie zmieniła się ani odrobinę. – Remy, uświadomiłeś sobie już do czego dąży ten Nephandus? – zapytał. – Fragmenty Czystych mogą się łączyć. Nephandi znaleźli sposób na przenoszenie avatarów. Rozumiesz?

– Rozumiem. – Po prostu stwierdził Remy.

– Doskonale. A wiesz już jak im to uniemożliwić?

– Wspominałeś o tym: zakończyć definitywnie. – Remy zawiesił głos. – W ten czy inny sposób… – Po chwili dodał szeptem, bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.

– Tak – przyznał Eddie. – Jest na to sposób. Trudny, ale ty nie obawiasz się przeciwności. Niesie ze sobą wielkie brzemię, ale ty nie boisz się brać odpowiedzialności na swoje barki. Ryzykowny, ale kto nie jest większym ryzykantem niż ty.

Milczenie trwało chyba wieczność, ale gdy Remy chciał coś powiedzieć Eddie go wyprzedził.

– Musisz zrobić to co on chce zrobić. Musisz być pierwszy.

Remy chwilę milczał… by w końcu ryknąć niepohamowanym śmiechem. Widać było że usiłuje coś powiedzieć, ale skurcze zupełnie mu nie pozwalają. Lewa ręką wytarł łzy rozbawienia, nabrał oddechu i… kolejny napad śmiechu targnął Nowo Orleańczykiem.

– Przepraszam… ale wyobraziłem sobie minę Huberta… jak mu to opowiem… i minę Dantego… i Lucy… – mag otarł łzy z oczu, wziął głęboki oddech. – Sorki, ale moje Przeznaczenie całuje lepiej od Ciebie. Szkoda tylko, że trochę mnie zlewa ale już się przyzwyczaiłem. – Remy uśmiechnął się szeroko. Z ulgą. – Jestem tylko tym kim jestem. A moim Przeznaczeniem jest Odkupienie.

Eddie najwyraźniej zignorował jego wybuch.

– Nie rozumiesz i nie słuchasz – rzekł beznamiętnie. – Możesz przejąć moc Fragmentów Czystych. Dzięki temu możesz wszystko zakończyć. Zanim on to zrobi.

Ale za jaka cenę? Sami mi avatarow nie oddadzą. A zabijać ich nie zamierzam. Musi być inny sposób. Musi…

Eddie był niemal statyczny na tle krajobrazu, ale Remy niemal czuł jego zadowolenie.

– Demon, kiedy cię pochłoną zostawił ci coś – powiedział złowróżbnie. Wyciągnął przed siebie pięść i otworzył ją. Po dłoni chodził mu spory karaluch – Chciał tobą zawładnąć, jednak był za słaby i odszedł. – Zacisnął dłoń i rozległo się chrupnięcie. – Jednak dzięki temu Przebudziłem się ja. Ja wiem jak zabrać komuś duszę. Z avatarem nie powinno być trudniej. To jest cena i ryzyko…

Ceną jest danie ci wolnej reki? – Remy znów się uśmiechnął. – oh jak ja lubię takie rozdania… A jakie mam gwarancje ze nie zrobisz nic nieodpowiedniego?

Mężczyzna znów nie zmienił się ani odrobinę, chociaż w jego słowach można było wyczuć uśmiech.

– Musisz mi zaufać – rzucił jak zwykle beznamiętnie i zrobił krótką pauzę. – Wiem jednak, że dla ciebie to za mało. Masz nóż i jesteś tym kim jesteś. Wiem, że jeśli zrobię coś co tobie się nie spodoba zrobisz użytek z tego narzędzia i słów. Nie chcę umrzeć wraz z tobą, nie teraz

Cieszę się ze czytasz w moich myślach. Albo tak dobrze mnie znasz… Oszczędzi nam to sporo czasu i bezsensownego gadania… Ale powiedz mi jaki interes Ty w tym wszystkim masz?

– Zdobędziesz wielką moc, a ja będę jej częścią. To bardzo dużo, zwłaszcza, że będę mógł ci doradzać. Ale to będzie już po wszystkim.

Rozdawaj. – Remy uśmiechnął się do siebie.
Tyle kłamstw i półprawd. Tak dużo blefów. I jak zwykle wszystko sprowadzi się do gry w ciemno… za cholernie wysoka stawkę.” – pomyślał i zamknął oczy.

Sesja 16 – Cena Magyi 2/3

Posted in Sesje, Wszystkie on 03/06/2014 by Molu

Magowie próbowali przekonać Stevena, żeby wrócił, ten jednak nie chciał słuchać. Czuł się superbohaterem i chciał się poświęcić dla towarzyszy. Kabała jednak nie podzielała jego opinii. Wykazali się niezwykłą współpracą: Shane przeniósł Korespondencją Stevena w ich pobliże, Adam zamroził go w czasie, a Constanca pozbawiła przytomności. Adam stwierdził, że w takim stanie pozostanie kilka godzin, więc mogą zostawić go w tym miejscu na pewien czas.

Wymiana zdań trwała jeszcze trochę, ale doszli do konstruktywnych wniosków. Sophie zaproponowała, że mogą do Fragmentu Czystego Pierwszej podejść poprzez Umbrę. Tak więc ona, Const i Mike, który dołączył się do nich niedawno wyruszyli tą drogą. Pozostali podzielili się na dwie grupy. Pierwszą stanowił Remy, Adam i Shane, którzy mieli podejść od frontu. Druga grupa to pozostali dwaj magowie i Indianie, którzy mieli podejść od tyłu, gdy pierwsza grupa miała odwrócić uwagę celu.

W Umbrze w miejscu gdzie znajdował się kurhan widać było wysoki snop niebieskiego światła. Gdy grupa zbliżyła się odkryli, że wzgórze otacza kordon duchów, a na szczycie siedzi jakiś inny byt. Po krótkiej rozmowie dowiedzieli się, że są to duchy indiańskich wojowników, które na rozkaz tego u góry nie dopuszczają tu nikogo. Ponoć ten, który wydał to polecenie jest dla nich kimś ważnym, więc Sophie roboczo nazwała go Pierwszym z Plemienia. Duch nie był pewien po co Pierwszy siedzi na tym kurhanie, ale był pewien, że to coś niezwykle ważnego i absolutnie nie można mu przeszkadzać, bo stanie się coś złego.

Tymczasem Pierwsza grupa dotarła go kurhanu. Na szczycie kręcił się mężczyzna, którego widzieli w wizjach Czasu. Niewątpliwie czegoś szukał na kurhanie, a przy tym wyglądał na sfrustrowanego. Gdy ich zobaczył zrobił się podejrzliwy. Kazał im się wynosić, jednak nie posłuchali. Remy rozpoczął z nim rozmowę. Chyba nie wszystko szło po myśli Eutanatosa, ponieważ Czysty nie bardzo chciał współpracować – zachowywał się obcesowo, nie bał się nikogo, ani niczego. Jedyne co powstrzymywało go od zabicia maga to fakt, że ponoć miał mu powiedzieć coś ważnego. Wyszło na to, że niewiele się od niego dowiedzieli, poza tym, że nie jest zbyt przyjaznym człowiekiem. Gdy w końcu stracił cierpliwość zaatakował Remy’ego próbując rozpleść jego wzorzec. Wtedy Adam użył sprawdzonej metody – strzał w kolano. Czysty nie spodziewał się tego, więc oberwał. Shane zaatakował go Umysłem, a z Umbry wyłoniła się trójka magów również stając do walki. Chwilę później Czysty był już nieprzytomny. Remy wyczuwał w tym miejscu podejrzane echa Entropii, ale nie był w stanie określić ich w żaden sposób.

Po chwili do grupy dołączyli pozostali magowie oraz Indianie. Powstał problem co z nim zrobić. Shane przy współpracy Alana (Brata Akashic) zajrzał do umysłu tego Fragmentu Czystego. Poszło mu całkiem nieźle, więc dowiedział się wielu informacji o tym człowieku. Walter, bo tak miał na imię, odkrył swoją moc w styczniu. Zorientował się, że jest w stanie manipulować wzorcami. Gdy po raz pierwszy zaczerpnął kwintesencji z obcego wzorca spodobało mu się to. Po pewnym czasie uzależnił się od tego i chciał coraz więcej. Zabijał ludzi, niszczył Węzły tylko po to by zaspokoić swój głód. Raczej nie rokował szans na poprawę. W tym miejscu znalazł się, bo czuł jakiś zew, który go tu wzywał. Spodziewał się ogromnej ilości kwintesencji, ale niczego tu nie znalazł.

W tym samym czasie Remy i Adam przygotowali rytuał Czasu by przekonać się co się tam działo wcześniej i kim jest człowiek po duchowej stronie tego miejsca. Zobaczyli, że kilka miesięcy wcześniej pojawił się tu Indianin, a chwilę po nim czarnoskóry mężczyzna.
– Znalazłem cię – zaczął Murzyn.
Tak, bo czekałem na ciebie. Musiało do tego dojść – odparł Indianin.
– Teraz się połączymy.
– Nie pozwolę Ci na to.
Rozpoczęła się specyficzna walka na innej płaszczyźnie niż wizualna. W pewnej chwili Indianin coś zrobił i obaj zniknęli, chociaż jego przeciwnik wyglądał na niezbyt zadowolonego. Magowie doszli do wniosku, że Fragment Czystego Ducha uwięził Fragment Czystego Entropii pod kurhanem w Umbrze.

Gdy Shane opowiedział o tym co wyciągnął z głowy Czystego uznali, że trzeba się go pozbyć. Obawiali się jednak, że śmierć Waltera spowoduje wyładowanie całej kwintesencji jaką zgromadził. Padł w końcu pomysł by dać go w darze duchom strzegącym kurhanu by lepiej wykonywały swoje zadanie. Sophie Const i Mike weszli tam i oddali go duchom, które zaatakowały człowieka pozbawiając go potężnego nadmiaru kwintesencji, aż w końcu zniszczyły jego wzorzec.

Kabała uwolniła Stevena i zrobili mu pogadankę o poświęceniu i innych rzeczach, co wywarło na chłopaku wrażenie. Wszyscy razem wrócili do wioski Indian. Trójka magów pożegnała się i odjechali. Indianie podziękowali Kabale, ale nie zatrzymywali ich. Remy zabrał Stevena i pojechali przodem. Podobno zrobili sobie przerwę w Milwaukee.

Gdy wszyscy wrócili do Willi skontaktował się z nimi Dave, były technokrata, współpracownik Courage’a. Poprosił ich o spotkanie, jak się okazało pod komendą policji. Zabrał do środka Remy’ego i Constancę. W kostnicy Dave pokazał im zwłoki Dantego. Po krótkich oględzinach Verbena doszła do wniosku, że to klon i umarł z powodu pęknięcia tętniaka w mózgu. Ponoć zwłoki znaleziono porzucone przy wylotówce z Chicago. Nie było żadnych śladów. Podziękowali Maruderowi i pojechali w tamto miejsce. Prześledzili bieg wydarzeń, jednak okazało się, że Klon przeniósł się tu i umarł. Shane prześledził jego ślad w Rzeczywistości i namierzył miejsce skąd się tu przeniósł. Był to dach niewysokiego budynku w centrum. Użycie Czasu pokazało, że Dante jak i jego klon, po rozmowie w motelu, przenieśli się właśnie tutaj. Oryginał zgodził się oddać wspomnienia, prosząc jednocześnie o ich wymazanie u niego. Coś chyba jednak poszło nie tak, ponieważ po chwili „transferu” Klon złapał się za głowę i zaczął krzyczeć. W agonii użył Korespondencji i zniknął. Oryginalny Dante stracił przytomność. Znalazło go dwóch pracowników pobliskiego sklepu, którzy przyszli tam na papierosa. Wezwali pogotowie. Kabała doszła do wniosku, że Adept znajduje się w jednym z chicagowskich szpitali. Wybrali się tam i lekko manipulując ludźmi odnaleźli Dantego. Nie było to trudne, bo nikt go specjalnie nie chronił. Dante ich nie kojarzył, ponieważ, jak się okazało, ma amnezję. Ich informacje niewiele mu pomogło. Nie powiedzieli mu jednak, że jest magiem. Zabrali go stamtąd do Willi Fostera. Dante zabrał ze sobą właściwie tylko jakiś zeszyt, na który nikt nie zwrócił uwagi.  Nie bardzo mieli pomysł jak mu pomóc, więc wszyscy poszli spać.

Nad ranem Sophie obudziła się i zauważyła Dantego, który siedział na kanapie i notował coś w swoim zeszycie. Gdy podeszła bliżej rozpoznała specyficzne symbole Ka Luon, z którymi miała niegdyś do czynienia. Dante nie wiedział co to za symbole, ale w jakiś sposób pojawiały mu się w głowie, więc je zapisywał, bo wiedział, że to ważne. Arkona oddała się medytacji i w metafizycznej tkance wszechświata odnalazła wzór by odczytać język, którym pisał Dante. Okazało się, że jest to instrukcja do Talizmanu, który dała Dantemu gdy ten stracił avatara. Gdy zebrali się też inni wyjaśniła im o co chodzi. Shane zbadał kulę i okazało się, że Dante prawdopodobnie zamknął w niej swoje wspomnienia. Pozostała kwestia jak połączyć ponownie Dantego z jego wspomnieniami. Zachęcali Adepta do medytacji nad kulą. Pomimo długiego skupienia nic się nie działo. Gdy sprawa wydawała się beznadziejna, ktoś zaproponował, żeby Dante zhackował Talizman. Za pomocą swojego laptopa i jakiejś spokomplikowanej przystawki Dante połączył się z przedmiotem i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ekran, po którym błyskawicznie przebiegały dane. Nikt mu nie przeszkadzał. Adam przyspieszył go by ułatwić przyswajanie. Po kilku godzinach dane przestały płynąć, a Dante stracił przytomność z wyczerpania.

Gdy się ocknął pamiętał już wszystko. Wyjaśnił, że to co się stało z klonem to pułapka, którą założył na siebie gdy jeszcze miał avatara, a przeniesienie wspomnień do kuli to była jedna z możliwości, które odkrył.  Opowiedzieli mu co się działo przez ostatni tydzień. Doszli do wniosku, że jeśli wiedzą gdzie znajduje się Fragment Czystego Ducha powinni się tam udać, ponieważ może on pomóc Dantemu. Pojechali ponownie do indiańskiego rezerwatu i przy kurhanie przeszli przez Rękawicę. Po drugiej stronie nie było już jednak Czystego, nie było duchów, był za to ktoś kogo Sophie wiedziała już w Umbrze. Nephandus spotkany w podziemiach kościoła…

 

Remy – Szpital na Peryferiach

Posted in Wszystkie, Za kulisami on 31/05/2014 by Molu

[Przed sesją 15, w czasie pomiędzy Rozdziałem 2 i 3]

 

W okolicy szpitala kręci się sporo ludzi. W piwnicy w końcu zarwał się strop, więc opróżniono to jedno skrzydło ze względów bezpieczeństwa. Według oficjalnych informacji komisja budowlana sprawdza czy budynek grozi zawaleniem. Jest tu też więcej policji niż by się mogło zdawać. Pojawili się również federalni i ludzie z firmy zarządzającej szpitalem.

Ludzie wiedzą niewiele, choć nieoficjalnie Remy dowiedział się, od jakiegoś budowlańca, że coś dziwnego zostało znalezione w piwnicy i w tej chwili policja prawie nikogo tam nie wpuszcza.

Zanim zdążył zrobić cokolwiek więcej obok niego pojawił się Czarny.

Cześć Remy. Widzę, że zostałeś gapiem z tłumu.

Cześć Czarny. A wiesz, taka miła odmiana. Od czasu do czasu się przydaje. – Remy zapalił szluga i kątem oka zerknął na Mówce Snów. – U Sophie wszystko OK? Wysłałem jej SMS’a ale dała mi „delikatnie i subtelnie” do zrozumienia że to nie moja sprawa. Kobiety. – westchnął Remy wypuszczając kłąb dymu. – A Ty co tu robisz? Upewniasz się, że nic nie wylazło po nas z portalu?

Teraz Remy zwrócił uwagę, że Czarny również pali – jednego z tych swoich śmierdzących petów bez filtra.

Aśka ma dużo problemów. Waszych i własnych. Przejmuje się, więc wpadłem tu żeby miała jedno zmartwienie mniej. – Zaciągnął się głęboko i wypuścił dym nosem. – Widzę, że ktoś nas jednak ubiegł.

– W sumie nie spodziewałem się niczego innego. – Remy dyskretnie się rozgląda czy nikt się im nie przygląda, bądź nie podsłuchuje. – Budowlaniec, z którym gadałem mówił, ż odkryli coś w piwnicy. Mam nadzieję, że chodzi o resztki portalu. Ale wolę się upewnić. Zresztą, trochę za dużo tu mundurowych jak na zwykłą katastrofę budowlaną. – Orleańczyk wzruszył ramionami. – Tak czy siak zamierzam się dowiedzieć o co chodzi.

Czarny włożył sobie papierosa do ust i skrzyżował ręce.

Może mają z tym związek ciała, które znaleźli w piwnicy? – zasugerował półgębkiem. Znów zaciągnął się papierosem bez pomocy rąk. – Na razie nie widziałem tu Technomantów, ale pewnie niedługo tu będą. – powiedział gdy już wypuścił dym. – Są tu za to Garou.

– Myślałem o tych ciałach, ale czego się spodziewali po zawaleniu sufitu? W takich przypadkach łatwo o zagrzebane w gruzach ofiary. Ale żeby Wilkołaki? Tutaj? – Remy w zamyśleniu potrząsnął głową. – Czego mogą chcieć? Zresztą… – Remy wrzucił niedopałek do studzienki kanalizacyjnej.–  Mamy mało czasu. Jak przyjadą techniaki to zacznie robić się gorąco. 

Remy nie przyuważył nikogo, kto mógłby zwracać na nich większą uwagę. Było tu kilkudziesięciu gapiów, więc nie stanowili dziwnego widoku. Czarny pokiwał głową ze zrozumieniem.
Z pewnością w stropie była też amunicja, która ich zabiła – podsunął starszy mag. – Tak czy inaczej… co zamieszasz? Lepiej nie wchodź w drogę Zmiennokształtnym. Oni raczej wiedzą co robią.

– Hej, zaufaj mi Czarny… – Remy z niewinnym uśmiechem podniósł ręce do góry poddając się. –  Znam sie trochę na Siłach, więc z ewentualnym promieniowaniem i tym podobnymi rzeczami sobie poradzę, jeśli sugerujesz że to właśnie wykryli. Pójdę i obejrzę sprawę z bliska. Może rzeczywiście coś tam jest. Jeśli nie, to z czystym sumieniem pójdziemy się napić. – Remy wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. – A w kwestii zmiennokształtnych jestem ekspertem. Dostałem kosza od jednej ich laluni.

Czarnemu żar niemal poparzył usta. Wypluł jednak peta w ostatniej chwili.
Jak na moje to Garou lepiej się tym zajmą niż my, ale jeśli chcesz dać się wybebeszyć – tu uniósł ręce w obronnym geście – to proszę bardzo. Tylko później nie przychodź do mnie z płaczem. – Widać było, że Czarnemu wyjątkowo nie przypadł do gustu pomysł eksplorowania piwnicy.

Nigdy do nikogo nie przychodziłem z płaczem. – Remy zacisnął usta. Milczał dłuższą chwilę wpatrując się uważnie w Czarnego. – Po prostu nie lubię zostawiać po sobie nieskończonych spraw. Pyzatym… dałem komuś słowo. – Remy spojrzał na tłumek. – Który to ten… Garou? Może po prostu zapytamy co tam jest i jakie mają plany. Proste rozwiązania są zawsze najlepsze. – Nagle rozpromienił się. – Może znowu trafię na ta fajną dziewczynę.

Zacięcie Czarnego osłabło. Wyglądał na zrezygnowanego.

Słuchaj, może lepiej ja z nimi pogadam, co? – zapytał bez entuzjazmu. – Wiesz, lepiej dogaduje się z takimi jak oni. Ciebie raczej nie polubią… – Nie wyglądał na zadowolonego, ale jednak przekonanego do tego co mówi.

No dobra. Wygrałeś. – Remy wyglądał na autentycznie rozczarowanego rozwojem sytuacji. – Jak zawsze ominie mnie najciekawsze. I najładniejsze dziewczyny. Nikt mnie nie lubi. – Remy wyciągnął kolejnego papierosa. – Ale spoko, gdybyś potrzebował wsparcia, będę w pobliżu razem z moją małą Czarna Dziurą. Tymczasem wracam do paskudnego zajęcia bycia częścią tłumu….. Bleeee…

Czarny skinął głową i mruknął pod nosem coś w swoim słowiańskim języku. Chociaż Remy nie był pewien. O ile się nie mylił wyłapał francuskie imię „Pierre”. Nie wyglądał na szczęśliwego. Po chwili zniknął w tłumie.

 

Mag nie zdążył się zastanowić co by tu zrobić dalej, gdy obok niego, w miejscu gdzie przed chwilą stał Czarny, pojawiła się inna postać.

– Czułem, że cię tu znajdę – powiedział Allen łowca. – Miałem zadzwonić, ale coś mnie tu przywiało.

– Tłoczno tu dziś. – Mruknął Remy rozglądając sie podejrzliwie dookoła. – Cześć Allen. – Uśmiechnął się. –  Cieszę się. To, że widzę Cię całego, na szczęście rozwiewa kilka moich obaw o Twoje zdrowie. Jak rozumiem małe rande-vous z Panem Ważniakiem skończyło się … hmmm… zgodnie z Waszymi zamiarami? – Orleańczyk przeciągnął sie i ziewnął  – Szukałeś mnie? Trochę boję się pytać w jakim celu… chyba nikomu od was nie podpadłem ostatnio…?

Allen nie wyglądał na rozbawionego, ani na szczególnie wesołego.

Twoi znajomi już zdążyli się dopytywać o powodzenie mojej części umowy – powiedział przyglądając się Remy’emu. – Lecz z dotrzymaniem waszej części wysyłają mnie do ciebie.

Zrobił pauzę. Miał ten dziwny, niepokojący wzrok oraz pewność siebie, która mogła budzić wątpliwości u innych.

Obiecałeś mi informacje – przypomniał. – Moja pomoc w zamian za informacje, pamiętasz?

– Pamiętam. Takich rzeczy nie zapominam. – Remy spoważniał. – Tylko mnie dziwi, że wysłali Cię do mnie. – Chłopak zapalił papierosa.- OK, do rzeczy. Burton zabił Izydę gdyż „wydawała się” skurwysynowi zagrożeniem jego pozycji i władzy, bał się że gdy wampiry się dowiedzą o jej mocy zniszczy to cały układ wampirzego świata. A był w labie Morrisana, gdyż szukał tam Angeli – odradzał jej współprace z nim. Jako nagrodę za pomoc nam zażyczył sobie obejrzeć wyniki pracy naukowej Morrisona. Nie doszło do tego, bo sami go znaleźliśmy.To chyba wszystko co ma znaczenie. – Remy spojrzał Allenowi, prosto w oczy i … uśmiechnął się – Sorki ale na mnie te wasze oczy nie robią wrażenia. Cos jeszcze? – Zapytał uprzejmie.

Allen nie zareagował na zaczepkę.

Jakie badania prowadził ten Morrison i o jakim wampirzym ładzie mówisz? – zapytał.

– Badania nad klonowaniem, i skrzyżowaniem wampirów z Magami. – Remy westchnął. – Wy, Łowcy macie swoje środowisko. Pewnie jakieś formy kontaktu, zachowania, współpracy, etykiety. To samo mają wampiry. I właśnie to wszystko zdaniem Burtona mogła zniszczyć Izyda. Za bardzo wygodnie mu było, żeby z tego zrezygnować. Wydaje mi się, że jesteśmy kwita Allenie.

Łowca przez chwilę milczał. Nie było po nim widać żadnej reakcji.

Co z tymi jego badaniami? – odezwał się w końcu. – Udało mu się? Gdzie on jest?

Remy uważnie i długo spod przymrużonych powiek przyglądał się Łowcy.

Test? Czy właśnie waży się na szali moje życie? Czy to dalsza część mojego przeznaczenia? Ma podsłuch?

Uśmiechnął się tylko i zakręcił kartą Króla Pik między palcami lewej dłoni.

Kusi mnie, żeby Cię spławić Allen… Ale odpowiem Ci na te ostatnie trzy pytania. Nie dlatego że się boję. – Remy przechylił głowę. – Widziałem już Krainę Zmarłych… Powiedzmy, że lubię domykać wszystkie sprawy. Te trzy pytania wyrównają rachunki z Opusem, i moim… Przeznaczeniem. – Orleańczyk parsknął cicho na samo wspomnienie. Po sekundzie spoważniał. Mówiąc przez cały czas spoglądał w oczy Allena. – W moich słowach nie znajdziesz fałszu – a wiem że będziesz szukał. Morrison uciekł ze swojego laboratorium do Królestwa w Głębokiej Umbrze, daleko poza waszym zasięgiem. Tam zginął, a właściwie to co nim było, spotkało swoją karę. Jego poprzednie badania nie powiodły się, głównie dzięki temu że wytrąciliśmy się w odpowiednim momencie. Aktualne badania powiodły się, niestety, dużo lepiej, ale udało nam się zniweczyć to osiągnięcie i zniszczyć wyniki i zapisy ich dotyczące. Przy okazji stracili sporo sprzętu i zasobów. Mam nadzieję, że da to nam odrobinę wytchnienia. A ludziom… szanse na życie. – Remy zamilkł i zatrzymał tańczącą kartę między palcami. – To były trzy odpowiedzi, które chciałeś usłyszeć. I jak mnie osądzisz Allenie? – Chłopak przechylił przekornie głowę.

Allen słuchał, a z jego twarzy trudno było wyczytać czy cokolwiek z tego rozumie. Na koniec wzruszył ramionami.- Nie jestem po to, żeby cię osądzać. Pomogłem wam, bo miało to pomóc ludziom. Ty miałeś swoją część umowy i jej dotrzymałeś. – Wyglądało na to, że większość słów Remy’ego albo do niego nie dotarła, albo nie zrobiła na nim wrażenia.

Teraz może lepiej stąd znikaj, bo to co się tu dzieje zwróciło nie tylko twoją uwagę, a widzę, że dzieje się tu coś dziwnego. – Nie brzmiało to jak groźba. Raczej jak dobra rada.

Podobną radę chciałem Ci dać ja. – Remy podskoczył i rozejrzał się dookoła. – Ale przyszedłem tu ze znajomym i nie zostawię go samego. Co się dzieje?

W okolicy zmieniło się niewiele. Atmosfera jest jaka była. Gapie się gapią, policja w zasadzie nie robi nic, kręcą się jacyś ludzie w kamizelkach odblaskowych.

Przestań – syknął łowca. – Jeśli cię zauważą nie pomogę tobie tylko im. – To też nie zabrzmiało jak groźba, było to zwyczajne stwierdzenie. – Weź tego swojego znajomego i idźcie stąd zanim ktoś się zorientuje, że tu jesteście.

– Hmmm… Ale co się dzieje? Jakim „im”? – Remy rozgląda się dyskretnie szukając Mówcy Snów, starając nie rzucać w oczy. Idzie w kierunku, w którym poszedł Czarny. – Ten znajomy poszedł tam.

Łowcom – odpowiedział łowca, gdy Remy ruszył w stronę budynku, gdzie wcześniej udał się Czarny. Przekonał się, że Allen nie idzie za nim. Zniknął gdzieś w tłumie. Przy wejściu do szpitala stał policjant, który obserwował wchodzących i wychodzących. Większość ludzi nosiła tu mundury lub identyfikatory.

Kurwa mać. – syknął Remy. I jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku wejścia. Gdy zbliżał się do policjanta zamachał powitalnie ręką do wnętrza za jego plecami i rzucił na głos. – Już jestem, Jean. Wyjechałem jak tylko odsłuchałem Twoją wiadomość na sekretarce.

Policjant tylko przelotnie zwrócił uwagę na Remy’ego. Mag swobodnie przeszedł obok niego. Znalazł się w holu szpitala. Było tu zdecydowanie mniej osób, ale większość z nich to mundurowi. Czarnego ani wilkołaków nie było w zasięgu wzroku.

Żeby tylko nie był w Umbrze. Daję mu 5 minut. – mruknął orleańczyk i ruszył na poszukiwanie Czarnego.

Poruszanie się wewnątrz już było mniej problematyczne, ponieważ ludzie nie zwracali tu na siebie większej uwagi. Każdy miał swoją robotę. Technicy zabezpieczali ślady, mundurowi przepytywali jakiś ludzi, kilku facetów w kamizelkach dokonywało jakiś pomiarów..

Remy zszedł po schodach i już miał zejść kolejne piętro w dół, jednak jego uwagę przyciągnęła niewyraźna rozmowa. Rozpoznał głos Czarnego. Gdy zajrzał przez drzwi, w korytarzu zauważył dwóch mężczyzn. Jednym z nich był znajomy mag, drugi zaś to postawny, ogolony na łyso, młody mężczyzna. Remy widział go już wcześniej w towarzystwie Natalie. Ostatnie zdanie jakie padło było autorstwa właśnie tegoż mężczyzny.

Ale tu nie ma żadnego demona!

Remy zatrzymał się i schował za drzwi. Przecież nie będzie im przeszkadzał w rozmowie. Byłoby to wysoce niekulturalne.

No i może pojawi się ta Natalie?

Ale może być – odparł Czarny. Widać, że starał się zachować spokój.

To sobie poradzimy. A jak nie to zadzwonimy po ciebie, jasne? – mężczyzna zdawał się nerwowy.

Słuchaj – zaczął trochę ostrzej mag. – Oni tam byli i widzieli… – jednak rozmówca nie dał mu dokończyć.

– Kto? Ci twoi znajomi, z których połowa śmierdzi Żmijem na kilometr? W dupie mam ich kłamstwa.

Nie możesz…

– Mogę! I…

Remy usłyszał kroki na schodach.

A miało być tak pięknie…- mruknął Remy. Chwilę wsłuchuje się w kroki. Ciężkie policyjne buty? Szpitalne chodaki? Tempo równe, czy powolne?

Dwie osoby, prawdopodobnie mężczyźni w ciężkich butach. Szli raczej pewnie. Za kilka sekund dojdą do półpiętra i zobaczą Remy’ego.

Remy wchodzi jak gdyby nigdy nic na korytarz gdzie jest Czarny.

Dzień dobry… Chłopaki nie chce wam przeszkadzać, ale niestety musze. – Orleańczyk w miarę swobodnie idzie w ich kierunku. – Spotkałem na górze Allena, jest z nim paru kolegów, i chyba zaraz zacznie robić się gorąco. Niestety precyzyjność wypowiedzi nie jest jego największą zaletą. Czarny, czas na nas, mówię cholernie poważnie.

Zapadła chwila milczenia. Czarny stał pod ścianą ze skrzyżowanymi ramionami. Nad nim górował młody Latynos. Obaj spojrzeli na Remy’ego. Czarny miał w oczach znużenie, a drugi pasję.

No i jest – warknął. – Co mnie obchodzi kto tu idzie? Jeśli więcej takich jak ty to nawet dobrze, mniej szukania.

Odpuść sobie – powiedział Czarny bez przekonania.

Nie mówi mi co mam robić!

– Tacy jak ja…? Nie, są mniej przystojni. – Remy się wyszczerzył szeroko. – No i nie mają tylu zalet. I uroku osobistego. I… – Orleańczyk urwał nagle. – Ale nie mówmy o mnie, bo się zarumienię. Wracając do tematu. – Mag spojrzał na Mówcę Snów. – Czarny, idziemy. Teraz. Ten Pan wygląda jakby miał predyspozycje do radzenia sobie, więc jeśli sam chce… Mam motor za rogiem, podrzucę Cię gdzie będziesz potrzebował.  

Czarny, skinął głową i przeszedł kilka kroków w stronę Remy’ego.

Bardzo dobrze. Zabierajcie się stąd. – Latynos wydawał się usatysfakcjonowany. – Zawsze więcej przez was problemów niż pożytku.

Remy zorientował się, że na klatce schodowej nie słychać kroków. Nie słychać nic.

Za późno… – Remy wyciągnął karty z kieszeni obracając się na pięcie. – Musimy szukać innego wyjścia Czarny. Idź w kierunku drugich schodów. Idę zaraz za Tobą.

Czarny wyglądał jakby nie bardzo miał pojęcie gdzie są drugie schody. Wybrał jednak jeden kierunek i ruszył.

Lepiej też się stąd zabieraj – rzucił do Latynosa odpalając papierosa.

Nie wiem o co wam chodzi, popaprańcy, ale ja się nigdzie nie wybieram – oświadczył pewnym siebie głosem.

Jak chcesz, ale cię ostrzegaliśmy. Remy, chodź, dam nam chwilę.

Obłok dymu, który wypuszczał Czarny zbierał się pod sufitem. Gdy mag ruszył korytarzem obłok pomknął w stronę drzwi i dym zaczął przesączać się szczelinami na drugą stronę. Po kilku sekundach wywołało to zamieszanie na klatce schodowej.

Ruszyli korytarzem. Latynos został nieopodal drzwi. Wyglądał na zainteresowanego tym co dzieje się z drugiej strony. Wyglądał na gotowego. Remy stracił go z oczu, ponieważ Czarny nagle skręcił i pociągnął go za sobą. Weszli do pokoju, w którym znajdował się skład materacy. Raczej nie były dawno używane, bo zapach pleśni i kurzu był wyraźny.

Mówca Marzeń rzucił peta na ziemię i przydepnął go. Z kieszeni wyjął garść szarego pyłu, który podrzucił do góry. Proszek nienaturalnie rozproszył się wokół nich tworząc coś w rodzaju mgły.

W oddali ktoś gwałtownie otworzył drzwi i padł strzał.

Idziesz ze mną? – zapytał Czarny.

Yhm… – mruknął Remy zaciskając pięści. – Idę, idę… Bez sensu, cholera… To wszystko… – Remy odwraca się na chwilę i nasłuchuje, po czym rusza za Czarnym.

W zasadzie nie poszli daleko. Pył opadł i okazało się, że są w tym samym pomieszczeniu, ale wyglądało ono inaczej. Na podłodze leżał tylko jeden materac i nic więcej.

Nie zgub się – rzucił Mówca i wyszedł z pomieszczenia. Korytarz niby ten sam wydawał się jednak bardziej przygnębiający. Remy miał wrażenie, że cienie są głębsze i ciągle coś się w nich porusza. Schody. Z dołu czuł obrzydliwy zapach zepsucia. Śmierć i zniszczenie to jedyne co przychodziło na myśl. Czarny prowadził jednak w górę. Nim Remy się zorientował byli już na zewnątrz. Miejsce wydawało się być spokojne bez tych wszystkich ludzi. Okolica wyglądała całkiem przyjemnie, jednak budynek szpitala wyglądał dużo gorzej niż wcześniej. Był też bardziej przygnębiający.

Dokąd chcesz się udać? – zapytał Czarny znużonym głosem.

Tutaj za rogiem mam motor… Musze załatwić jeszcze kilka spraw… – Remy uważnie spojrzał na Czarnego. – Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmiętego i wycieńczonego? Coś się stało? Mogę w czymś pomóc?

Czarny pokręcił głową.

Wszystko w porządku – odpowiedział spokojnie. – Po prostu nie lubię tu przebywać. Chodź. – Poprowadził Remy’ego w ustronne miejsce za stojącą nieopodal altaną. Tam znów rozsypał coś wokół i po chwili dotarły do nich gwar okolicy. Krzyki i zamieszanie od strony szpitala docierały tu z pełną mocą.

– Jakbyś miał niepotrzebne prochy nieboszczyka to daj znać – mruknął gdy kurz się rozwiał.

Jasne. Na pewno będę pamiętać. Podrzucić cię? – Remy ruszył w kierunku zaparkowanego motocykla. Nie mogąc się dłużej opanować zerknął w stronę szpitala. – Ciekawe na kogo trafił ten… Pierre. Łowcy? Może Nephandi? Technicy?

Znów pokręcił głową.

Dzięki. Mam jak wrócić. A tam to na pewno nie Nephandi, nie spodziewałbym się ich tutaj, teraz. I co za Pierre? – zapytał zdziwiony?

No ten Latynos, mówiłeś że tak sie nazywa… – Remy wsiadł na motor i nałożył kask. Odpalił silnik.

Czarny myślał przez krótką chwilę i roześmiał się.

Pierdolę! – powtórzył słowiańskie słowo, które wcześniej, niewyraźnie usłyszał Remy. – Do zobaczenia. – rzucił i oddalił się w przeciwną stronę.

Sesja 15 – Cena Magyi 1/3

Posted in Sesje, Wszystkie on 26/05/2014 by Molu

Minął tydzień. Kabała rozpierzchła się i każdy zajął się swoimi sprawami. Constanca zajęła się willą, Sophie skupiła się na dokumentacji rytuałów, które poznała podczas wizyty w Entropicznym Królestwie; Shane nie powiedział co robi, ale pojawiał się od czasu do czasu; Adam wyruszył na jakąś wyprawę do Filadelfii, ale pozostawał w kontakcie. Z Remy’m nie wiadomo za bardzo co się działo – jeśli pojawiał się w willi to tylko na chwilę.

Magowie zaczęli niepokoić się o Dantego. Gdy spotkali się w większym gronie postanowili wysłać mu wiadomość. Shane ustalił, że Dante żyje, ale nie był w stanie go namierzyć. Wysłanie wiadomości w postaci podrzucenia mu kartki za pomocą Korespondencji było jednak trudniejsze. Później się to udało, jednak dostali w odpowiedzi bardzo enigmatyczne „Nie mogę. Ni jestem…”. Nie zrozumieli o co chodzi, ale na pewien czas dali spokój.

Remy dowiedział się od Huberta, że jego grupie udało się przejąć Fragment Czystego Umysłu, choć nie było to łatwe. Znajdował się w odpowiednich rękach, dobrze ukryty, więc nie było się o co martwić.

W tym samym czasie Czarny odezwał się do Sophie. Chodziło o to, że guślarz szukał jakiś magicznych anomalii i jeden z jego znajomych powiedział mu o czymś takim. Chodziło o człowieka, który dysponuje potężną mocą pozwalającą na rozplatanie wzorców i niszczenie w ten sposób ludzi. Co w zasadzie już się wydarzyło. Ów znajomy mieszkał w okolicy Sturgeon Bay w stanie Wisconsin.  Dokładniej w pobliskim rezerwacie Indian Patawatomi.

Kabała wybrała się w tamto miejsce podejrzewając, że mają do czynienia z Fragmentem Czystego Pierwszej. Stevena zabrali ze sobą, ponieważ nie chcieli zostawić go samego, a jednocześnie chłopak aż palił się do działania. Remy pojechał na motocyklu, a reszta furgonetką.

Dotarli do miasta i zdobyli namiary na rezerwat. Gdy się tam udali okazało się, że w wiosce nie ma w ogóle mężczyzn. Po krótkiej rozmowie jedna z kobiet wskazała im drogę do poszukiwanego szamana, który mógł udzielić więcej informacji. Ruszyli wskazaną drogą. Po jakimś czasie odkryli ślady większej grupy osób. Sfera Czasu ujawniła, że była to dziesięcioosobowa grupa Indian. Byli ubrani jak na polowanie i uzbrojeni w strzelby. Sprawiali wrażenie jakby cel mógł się pojawić w każdej chwili.

Magowie ruszyli ich śladem i po kilku godzinach dotarli do chaty na polanie. Grupa Indian była tu wcześniej, ale już odeszła. Oględziny okolicy ujawniły trupa indiańskiego Mówcy Marzeń, który został jakby pozbawiony energii. Remy i Adam znów manipulując Czasem odtworzyli przebieg zdarzenia. Okazało się, że jakiś mężczyzna przybył do tej chatki i po krótkiej wymianie zdań pozbawił maga energii, a później życia.

walter Fragment Czystego Pierwszej

Magowie podążyli dalej za grupą Indian licząc, że oni natrafili na jakiś ślad. Grupa jednak rozdzieliła się. Idąc tropem jeden z grup natrafili na pięć ciał Indian. Znów zadziałał czas i okazało się, że Indianie natrafili na tego samego człowieka, który był w chacie. Jednak kule się go nie imały, a Indianie padali jeden po drugim pozbawiani sił. Potem mężczyzna odszedł. Magowie ruszyli w tę samą stronę, jednak nie bardzo mieli jakiekolwiek ślady.

Zorientowali się jednak, że ktoś ich obserwuje. Obserwatorzy też się zorientowali i opuścili kryjówkę. Po dłuższej chwili nieufnej rozmowy okazało się, że jest to grupka trzech magów Tradycji (Kultysta, Brat Akashic i Syn Eteru) z Milwaukee, którzy poszukują tej samej osoby celem jej unieszkodliwienia. Motywem był fakt, że ów delikwent zniszczył im Węzeł. Nie bardzo chcieli się zgodzić na inne rozwiązanie niż pozbycie się niebezpiecznego człowieka, aczkolwiek poszli wraz z Kabałą. Przekonał ich argument, że w małej grupie nie będą mieli szans.

Gdy już zapadła noc doszli do skraju lasu. Dalej rozciągały się pagórkowate łąki. Z pomocą magyi Życia odkryli, że w okolicy ukrywa się pięć osób, które najwyraźniej na nich czekają. Cześć magów zakradła się do jednego z nich i wzięła go w niewolę. Od niego dowiedzieli się, że podążają za człowiekiem, który pragnie zbezcześcić kurhan ich przodków. Wyjaśnili mu, że pragną zrobić dokładnie to samo oraz przedstawili jak bardzo niebezpieczny jest owy człowiek. Dał się przekonać i przekonał też pozostałych Indian. Niestety nawet nie chcieli słyszeć o tym, żeby odejść. Jedyną opcją było by im towarzyszyli.

Sophie i Const wyczuły dziwną skazę na duchowym aspekcie tych ludzi, ale trudno było to zrozumieć i zinterpretować. Nie drążyły więc tematu.

Cała grupa ruszyła dalej. W pewnej chwili kabała wdała się w dyskusję o tym jak bardzo niebezpieczny może być Fragment Czystego Pierwszej oraz o tym jak najlepiej z nim walczyć. Po dłuższej chwili zorientowali się, że Steven zniknął. Shane namierzył go lecącego w stronę kurhanu. Na zapytanie dokąd zmierza odpowiedział, że on sam to załatwi. Na sugestie by wrócił nie odpowiedział. Nie zmienił też kursu.

Tutaj zakończyła się sesja.

Emerald Loop – Sophie i Remy

Posted in Wszystkie, Za kulisami on 21/05/2014 by Molu

[Po sesji 9. Sophie i Remy]

Po ostatniej akcji, następnego dnia – koło południa – Remy dostał sms od Sophie o poniższej treści:
„Hej, Remy. Ciągle mówisz, że musimy się umówić. Mam nadzieję, że lubisz irlandzkie klimaty? Zapraszam na piwo do Emerald Loop, dzisiaj, koło 20.tej. Pasuje?”

Odpowiedź:
„Risque élevé de. Mam przyjsc uzbrojony? 🙂 Co jak co ale irlandczycy wiedza jak sie bawic… R.”

Sophie:
„Sprawdziłam teren. Uzbrojenie nie jest konieczne. 😀 W takim razie, do zobaczenia.”

***

„Emerald Loop” to lokal umiejscowiony w chicagowskim Loop, niedaleko rzeki. Około dwudziestej było tam już trochę ludzi, ale że to środek tygodnia i zimy, to nie było bardzo tłoczno. W środku unosił się zapach różnych potraw, a irlandzka muzyka plotła się z rozmowami.

Przed dwudziestą Sophie wysłała sms Remy’emu, że jakby co, to ona już jest w knajpie i znalazła im miejsce. Zajęła stolik w rogu sali, niedaleko okna. Siedziała przodem do wnętrza. Ciemne włosy miała rozpuszczone, ale grzywkę odgarnęła za ucho. Ubrana była zwyczajnie; w luźną, ciemną tunikę do połowy uda i jasne jeansy wpuszczone w kozaki. Kurtkę i torebkę porzuciła na jedno z pozostałych krzeseł. Sophie z zamyśleniem wpatrywała się w okno i odruchowo bawiła się nieodłączną pacyfką.

Remy spóźnił się prawie 15 minut. Gdy wpadł jak bomba do lokalu, od razu skierował sie do stolika z głośnym „Bonsoir Sophie!”. Ubrany w strój motocyklowy, rozwichrzona fryzura, w ręce trzyma hełm. Zwinnie, prawie tanecznie, lawirując miedzy stolikami i rozdając uśmiechy na lewo i prawo, szybko przysiada się do stolika.
Nie zgadniesz co się wydarzyło – położył hełm pod stolikiem, i zapalił papierosa – Napijesz się czegoś?

Sophie nie zareagowała, kiedy przywitał się z nią niemal z końca sali. Z zamyślenia ocknęła się dopiero, kiedy siadał do stolika. Zmarszczyła nieznacznie brwi.
Tu chyba nie wolno palić – zauważyła. Sięgnęła po książkę, która leżała na stoliku i schowała ją do torebki. – Skoro nie zgadnę, to nie będę nawet próbować – uśmiechnęła się mimochodem.
Oczywiście, że się napiję, w końcu po to cię tu wyciągnęłam. Jeśli możesz, zamów dla mnie Guinness’a, a potem opowiedz, co takiego się stało – poprosiła.

Nie wolno? Co za pech. – Remy sie uśmiechnął – Guinness raz. Zaraz wracam.
Nowo orleańczyk wstał i ruszył w stronę baru, by po chwili wrócić z piwem oraz szklanką burbonu. Wydaje się, że obsługujący go barman dość długo i z podejrzliwością oglądał wręczony mu banknot.
Santé! – Remy uniósł szklaneczkę – Jak tam u was w tej… – delikatna pauza – … Polsce mówi się na zdrowie?
Co się wydarzyło? Jadę sobie, a tu wyobraź sobie jakaś dziewczyna spieszy się na randkę tak bardzo, że łamie obcas… Nie mogłem jej tak zostawić. – Remy bezradnie rozkłada ręce i uśmiecha się bezbronnie. – Ale jako, że chciałem przyjechać tutaj jak najszybciej, chyba… – Remy nieco niepewnie spojrzał się na drzwi – … chyba złamałem kilka przepisów ruchu drogowego. – uśmiechnął się mrużąc oczy.

Na zdrowie! – powiedziała po polsku. Sophie uniosła kufel i upiła nieco piany. Słuchając wyjaśnień Remy’ego zmrużyła nieznacznie oczy.
Znając ciebie, tyle o ile, jestem w stanie uwierzyć w tę historię – rzuciła mimochodem. – A w zasadzie to w obie jej części – uśmiechnęła się pod nosem. – Ale naprawdę, nie musiałeś się aż tak śpieszyć i ryzykować, że wlepią ci mandat – dodała. – Choć „ryzyko” to chyba twoje trzecie imię, czyż nie? – zapytała, jakby nigdy nic. Jednak Sophie rzuciła okiem na jego motocyklowy strój, po czym na szklankę burbonu, by po chwili wrócić spojrzeniem do Remy’ego.

Na zdrłołwieeee? – Remy skrzywił się komicznie.
Oczywiście, że nie musiałem ale czasem po prostu... – Remy spojrzał na Sophie i nagle się uśmiechnął – No ale dość o mnie. Przyszliśmy porozmawiać o Tobie ma chere. W końcu jednak Przeznaczenie ułożyło się tak, że udaliśmy się na drinka… I w tym kontekście, TY mnie pytasz o ryzyko? – Remy silniej zaakcentował słowo pochylając się nad stolikiem.

Prawie dobrze – stwierdziła.

Kiedy zadał pytanie Sophie odchyliła się nieznacznie, prostując plecy. Patrzyła na Remy’ego nieco z góry.
Nie rozumiem, skąd u ciebie to przekonanie, że spędzenie czasu w miłym towarzystwie mogłoby być ryzykowne – powiedziała poważnym tonem, ale uśmiechnęła się, unosząc nieznacznie jeden kącik ust. – W życiu podejmowałam o wiele bardziej ryzykowne akcje, niż pójście na drinka z niedawno poznanym facetem – dodała mimochodem z obojętnym wzruszeniem ramion.

Remy rozparł się nisko na krześle, zakładając ręce za głowę, i ciepło uśmiechnął:
Może dlatego, że nie każdy facet ma ochotę wstać i na oczach całego irlandzkiego lokalu wypić głośny toast za zdrowie Królowej. A przy okazji istnieje szansa, że wpadnie oddział SWAT, kiedy w końcu połapią się gdzie pojechałem. Albo ograć wszystkich rudych w okolicy w pokera. Albo… – Remy ściszył głos. – … może po prostu blefuje a naprawdę jestem grzecznym chłopcem. – Przez chwilkę milczał. W końcu westchnął – Oh, Sophie, muszę przyznać nie znam Cię za dobrze z tej strony. – Remy zagryzł wargi. – Sprawiasz wrażenie bardziej zdystansowanej osoby. Bardziej kalkulującej, obojętnej niż ryzykantki… Nie oceniam Cię, broń boże. – Remy uniósł ręce w obronnym geście. – Po prostu trudno mi się połapać w tym wszystkim odnośnie Twojej osoby…

Wysłuchując litanii Remy’ego pt. „co by było, gdyby”, Sophie oparła lewy łokieć o kant stołu i podparła policzek na dłoni. Patrzyła na Euthanatosa z pobłażliwym uśmiechem. Konfidencjonalnie nachyliła się w kierunku nowoorleańczyka i kiwnęła głową w stronę okna. Osłoniła usta dłonią, jakby przed tymi, którzy mogliby podsłuchiwać, i odezwała się konspiracyjnym tonem:
Ale nie każda dziewczyna, z którą do tej pory piłeś drinka, potrafiłaby przeskoczyć przez najbliższą szybę do innego świata… Odcinając się od ciebie i twoich wybryków. – Mrugnęła do niego, po czym wyprostowała się. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho.

Westchnęła, kiedy wyraził swoje zdanie o niej. Mimowolnie podniosła rękę do wisiorka na szyi i zamknęła go w dłoni.
Oj, Remy, nie oceniaj książki po okładce – stwierdziła po prostu. Puściła pacyfkę. – Zresztą, mam wrażenie, że w ogóle nie znamy się zbyt dobrze. To znaczy, nie chodzi mi wyłącznie o naszą dwójkę, tylko tak… no wiesz, całościowo. I pewnie każde z nas nosi jakąś maskę, nawet jeśli nie specjalnie i z rozmysłem, to mimochodem.

Remy nic nie odpowiedział, po prostu umoczył usta w burbonie, i rozparty na krześle bawił się szklanką, cała uwagę poświęcając kostkom lodu uderzającym o szkło.

Sophie przez dłuższą chwilę przyglądała się Remy’emu, po czym upiła łyk piwa i spojrzała w okno, po czym z powrotem przeniosła wzrok na Euthanatosa.
Remy,… wszystko w porządku? – zapytała miękko.

W jak najlepszym. – Mag nie spuszczał wzroku z tańczącego lodu. – Po prostu uważnie Cię słucham. – Burbon zafalował, gdy dłoń ze szklanką poruszyła się nieznacznie. – Lubię słuchać ludzi. Mają zawsze tyle ciekawych historii do opowiedzenia. – Remy przeniósł spojrzenie na oczy Sophie. – Na dodatek ciekawi mnie dokąd nas zaprowadzi to dzisiejsze spotkanie. – Remy odstawił szklankę na stolik i się uśmiechnął. – Zawsze kiedy jesteś zagubiona albo zamyślona bawisz się pacyfka. Dlaczego?

Odruch. Nie zdejmuję jej od kilku lat – przyznała. Uciekała wzrokiem od Remy’ego. Skupiła się na jakimś fragmencie ulicy za oknem. Po chwili odezwała się:
Jest dla mnie jak talizman. Poza tym… przypomina mi czasy, nim stałam się tym, kim jestem dzisiaj – przy tych słowach westchnęła ciężko. – To był naprawdę paskudny okres mojego życia – powiedziała. Przeniosła wzrok na Remy’ego.
– Zaczęło się od tego, że rodzice wywalili mnie z domu za kłamstwo – kontynuowała. W brązowych oczach dziewczyny pojawił się niespodziewanie cień smutku. – Parę miesięcy później jakiś psychol porwał moją przyjaciółkę. Była przynętą… Bo chciał dorwać innego faceta, który niegdyś był naszym nauczycielem fizyki. Historia jak z taniego kryminału, czyż nie? – rzuciła mimochodem, siląc się na obojętność. Sięgnęła do pacyfki. Puściła ją, upiła łyk piwa, po czym rzuciła jeszcze, ale o wiele ciszej:
Taaa… to wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby obaj nie byli wampirami – skrzywiła się w gorzkim półuśmiechu.

Bardzo mi przykro, naprawdę. – Remy z namysłem zamoczył usta w szklance. – Zarówno z powodu rodziców, jak i przyjaciółki. – Nowo orleańczyk oparł łokcie na stole. – Niestety rodzice bardzo starają się ukształtować dzieci zgodnie ze swoimi wyobrażeniami. Czasem za bardzo. I wtedy kończy się to, w zależności od tego czy zdadzą ten egzamin, albo katastrofą, albo zrozumieniem. Widać Twoi go nie zdali. – Mag westchnął. – A co do historii z przyjaciółką – nie czytałem za dużo kryminałów w życiu, tanich czy drogich – ale mam wrażenie, że bardziej istotne jest ile bólu i blizn Cię to kosztowało. – Remy utkwił spojrzenie w brązowych oczach Sophii. – I najważniejsze pytanie: w co uformowałaś swój ból Sophie? W jaki wzór ułożyły się Twoje blizny? – Euthanatos nie odrywał spojrzenia od oczu dziewczyny. – Wszystko podlega zmianom: dzień i noc, woda i lód, życie i śmierć, zima i lato. Każda zmiana popycha nas do przodu, w każdej są ziarna które mogą wykiełkować. Gdyby rodzice nie wyrzucili cię z domu, pewnie nadal siedziałabyś w Polsce. Gdybyś nie szukała porwanej przyjaciółki, być może nie przebudziłby się Twój awatar. – Remy potarł szczecinę na policzku, i znów rozparł się na krześle, zakładając ręce za głowę. – W tej chwili jesteś bardzo zdolnym magiem, poznałaś Dantego. Masz bardzo silnego Awatara. Bez Twojej obecności cała Kabała mogłaby zginąć, a kreacje Nephandich szalałyby na świecie. – Po dłuższej chwili Remy nagle się uśmiechnął. – Jesteś sobą – przeszłość jest Twoją integralną częścią, ale nie rozdrapuj starych blizn.

Sophie utrzymywała kontakt wzrokowy z Remy’m przez cały czas, gdy mówił. Uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi na jego ostatnie słowa.
Szczerze? – rzuciła, przekrzywiając nieznacznie głowę. – Nie lubię gdybać. Wolę przyglądać się drogom, które są przede mną, niż tym, na które nigdy nie weszłam i już nie wejdę. Mam jedynie nadzieję, że moi rodzice nie żałują swojej decyzji, bo ja nie żałuję, że nie byłam posłuszną córką. I wierzę, że Kasia jest szczęśliwa ze swoim mężem w Liverpoolu, i że już nie dręczą jej koszmary – powiedziała. Uciekła spojrzeniem do kufla, podniosła go oburącz i przez dłuższą chwilę przyglądała się ciemnemu napojowi. – A Dobrochoczemu nie spieszyło się z pobudką, choć pewnie od tamtego się zaczęło… moje życie stawało się coraz dziwniejsze… – mruknęła, bardziej do siebie niż do Remy’ego. Po chwili rzuciła lekkim tonem: – Ach, nieistotne. Było minęło. – Podniosła szklankę i upiła solidny łyk. – A ciebie jakie Licho przebudziło? – zapytała z zaciekawieniem, odstawiając kufel. Podniosła wzrok na Remy’ego.

Pewnie za dużo piłem. Nie jestem specem od magyi, jestem po prostu drobnym cwaniaczkiem. – Remy uśmiechnął się rozbrajająco, i wzruszył ramionami. – Skoro wolisz się przyglądać ścieżkom przed sobą, jak mówisz, czemu tak często wracasz do przeszłości? Mimo, że nosisz pacyfke szybko sięgasz po twarde „rozwiązania”… – Mag znów podniósł szklankę i zamoczył usta. – No i mimo tego ze mi nie ufasz, siedzimy razem na drinku…
Uśmiech dziewczyny, który pojawił się przy pierwszych słowach Remy’ego, zgasł jak płomyk świecy w przeciągu.
Pacyfkę noszę, ale nie jest symbolem mojego światopoglądu. Jest pamiątką – odparła. – Wracam do przeszłości, ale tylko do tej którą przeżyłam. Nie gdybam: kim byłabym, gdybym, no nie wiem… zamiast pchać się do opuszczonej stoczni z obcą kobietą, która twierdziła, że poluje na wampiry – powiadomiła policję o zaginięciu przyjaciółki. Twarde rozwiązania…? – prychnęła pod nosem, po czym westchnęła ze smutkiem.
To zawsze było „albo oni, albo my”. Postawiłam całe swoje życie na jedną kartę: porzuciłam rodzinny dom i świetlaną przyszłość pani na zagrodzie dla ulotnych marzeń. A potem los wrzucił mnie między istoty, których nie znałam, których się bałam jak ognia i jak ognia starałam się unikać; ale musiałam walczyć, nie dlatego, że chciałam czy umiałam, tylko po to, żeby zwyczajnie przeżyć. A na koniec, o przewrotna i okrutna Dolo! stałam się jedną z nich! Ale wśród „nich” też są „oni” i „my”. I nadal biorę udział w wojnie, czy tego chcę, czy nie. To zawsze będzie „albo oni, albo my” – pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Ponownie się napiła.

– Z zasady mam niewielkie zaufanie do osób, które łamią dane słowo. Ale to nie znaczy, że nie mogę się z tobą napić, zwłaszcza, że sporo już razem przeszliśmy. Poza tym może naprawdę jestem potworem i hipokrytą… – wzruszyła ramionami obojętnie. – A może jesteś zbyt przystojny, żebym ci mogła bezpiecznie zaufać? – zapytała przekornie, przyglądając się Remy’emu z ukosa.
Remy milczał dłuższą chwilę, bawiąc się szklanką, uważnie słuchając co Sophie ma do powiedzenia. Kilka razy mruknął „rozumiem” albo „yhm”. Widząc ostatnie spojrzenie dziewczyny odstawił szklankę na stół.
Bardzo rozsądnie, że mi nie ufasz. Robiłem w życiu gorsze rzeczy niż łamanie danego słowa. Kłamałem, kradłem i oszukiwałem. Na dodatek dużo pije i pale. Jestem arogancki, zbyt pewny siebie, i na dodatek przekonany, że mam świat u swoich stóp. Zupełnie nie można na mnie polegać. – Remy uśmiechnął się szeroko rozpierając na krześle. – Co to w ogóle znaczy Dobrochoczy?
Tak myślałam… – mruknęła z poważną miną, ale po chwili uśmiechnęła się nieznacznie.

– Twój Awatar objawia ci się jako dziewczynka imieniem Lucy, prawda? – zapytała, zamiast odpowiedzieć od razu. – Mój objawia się jako Dobrochoczy. W prostych słowach: to słowiański duch lasu, raczej przyjaźnie nastawiony do ludzi. Pomaga zagubionym, pokrzywdzonym, w jego oczach ludziom dobrym i wszystkim tym, którzy gubią ścieżki – pomaga odnaleźć właściwą i bezpieczną drogę. Za to dla ludzi w jego pojęciu złych, czy nieuczciwych potrafi być naprawdę bezwzględny – wyjaśniła, po czym upiła łyk piwa. – Co w zasadzie mówi o mnie wszystko – dodała zamyślona.

Oj… – Remy odruchowo zaczął się rozglądać za dogodna drogą ucieczki. Po dłuższej chwili znów spojrzał na Sophie. – A jakie jest Twoje przeznaczenie w tym wszystkim mon cherie? Co chcesz osiągnąć, jakie masz plany?
Co konkretnie masz na myśli? – zapytała, zmarszczyła brwi. – Jeśli chodzi o to, w czym aktualnie wszyscy siedzimy po uszy, to przede wszystkim chcę pomóc Dantemu. Jeśli jest więcej takich ludzi, jak doktor Harper albo ksiądz Marryfield, to idąc tym tropem może w końcu trafimy na kogoś kto jest potężniejszy niż Wyrocznia Ducha – ostatnie zdania mówiła ciszej, nie pozwalając na to, by którekolwiek ze słów wymknęło się ponad gwar panujący w lokalu.

Remy wyszczerzył się. – Potężniejszy niż Wyrocznia… Strasznie łatwo przechodzi Ci to przez usta. – Orleńczyk przerwał na chwilkę. – Ale bardziej mi chodziło o Twoje długofalowe plany… Wiesz, skończenie studiów, kredyt na uroczy domek na przedmieściach, pies i drzewko… Czy jak to tam było… Raczej TWOJE życie i co zamierzasz robić po tym wszystkim. – Remy mocno zaakcentował słowo „twoje”.
Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło. – zacytowała klasyka. Przygryzła wargę w zastanowieniu, dłuższą chwilę patrząc za okno.

Plany, po czym wszystkim? – zapytała. Odwróciła głowę i spojrzała na Remy’ego z rozbawieniem zmieszanym z niedowierzaniem. Westchnęła ciężko i pokręciła głową. – Przecież to się nie skończy. Zawsze znajdzie się Nephandi do zlikwidowania. Poza tym przypuszczam, że jakiś wampir będzie na mnie polować… bo raczej nie spodobało mu się, że go przypaliłam – dorzuciła, zdawać by się mogło obojętnym tonem. Przez chwilę milczała zatopiona w myślach, obserwując obecnych w lokalu. Wróciła spojrzeniem do Remy’ego. – Pewnie będę kontynuować studia, które przywiodły mnie do Stanów, jak tylko się nieco… uspokoi – powiedziała, odzywając się w końcu. Dłuższą chwilę zastanawiając się nad ostatnim słowem. – A co będzie dalej? Pożyjemy, zobaczymy. Wiesz, życie nauczyło mnie, że nie warto robić planów na daleką przyszłość. A ty, Remy, masz jakieś długofalowe plany, że tak mnie o moje wypytujesz? – zapytała, jakby nigdy nic. Nieznacznie przekrzywiła głowę, spoglądając na Remy’ego z ukosa i ponownie napiła się Guinnessa.

Remy przechylił głowę, w jego spojrzeniu pojawiło się coś nowego.
– To takie zabawne i niewiarygodne, że ktoś może myśleć o czymś innym niż kolejny Nephandi do zlikwidowania? Że żyje czymś innym, niż tylko TYM wszystkim? – orleańczyk zrobił nieokreślony ruch ręką. – Wcale się nie dziwię, że wracasz do przeszłości skoro nic innego nie masz. „W imię whisky, w imię pieśni, nie oglądaj się za siebie, gdzie nie jest Twoje miejsce…”. – Remy zmrużył oczy. – A fakt, że plany nie zawsze układają się po naszej myśli nie jest powodem, żeby nie myśleć o przyszłości, czy przeznaczeniu. „Kolejny Nephandi do zlikwidowania…” – świetna motywacja, nie ma co. Ile tak wytrzymasz, mała Sophie? – orleańczyk zupełnie niespodziewanie się szeroko uśmiechnął. – Ale co ja mogę wiedzieć, jestem tylko klaunem, szulerem i kłamcą. – podniósł szklankę wykonując niemy toast i odstawił bez picia na stolik. – Fakt, że przebudził się mój Awatar nie zmienił mojego życia drastycznie. Szczerze mówiąc prawie nie zauważyłem różnicy – no może poza faktem, że teraz łatwiej mi wygrać w karty. – uśmiechnął się rozbrajająco. – Zawsze robiłem co chciałem, nie potrzebowałem magyi, żeby wyzwolić się z objęć rzeczywistości. Gdybym teraz przestał być magiem, pewnie wzruszyłbym ramionami bez żalu. Mało by się zmieniło. Po prostu znów skupiłbym się w całości na tym co takie niewiarygodne i zabawne – na moich zupełnie nieistotnych planach, zamierzeniach, wszystkich tych malutkich niciach które mnie łączą z innymi ludźmi. – Remy niebezpiecznie odchylił się na krześle balansując na jednej nodze siedziska i założył ręce za głowę. – A moje plany? Na Legbe, przysięgam nie wiem od czego zacząć… – orleańczyk przygryzł wargę w zamyśleniu. – W Chicago jest jeszcze kilka kobiet, których nie poznałem i nie uwiodłem. Całkiem sporo dobrych Burbonów, których jeszcze nie skosztowałem. Chciałbym się poszwendać jeszcze kilkoma ulicami w zupełnej ciszy. Pójść na dach wieżowca i… Do licha, na samego Damballah, a to dopiero wierzchołek góry lodowej! – Remy nagle zupełnie spoważniał. Krzesło opadło ze stukiem na podłogę. Jego wzrok był utkwiony w szybie.

A może, jestem inny… Może po prostu chce zakończyć agonię tego świata, wyzwolić go z obłędu i zabić… Dlatego Cię tak o wszystko wypytuje. – Remy kątem oka zerknął na Sophie i się wyszczerzył. – No dobra, żartowałem z tym ostatnim.

Nie, Remy… to nie jest dziwne. Dobrze, że masz plany. To zdrowo – spróbowała zażartować. – W moim życiu magyia też nic nie zmieniła. W chwili, gdy Dobrochoczy się obudził, od dłuższego czasu byłam łowcą, prawie takim samym jak ta kobieta, która pomogła mi uratować przyjaciółkę. Byłam taka chcąc, nie chcąc – Sophie wzruszyła ramionami, bawiąc się podkładką pod piwo, po czym dodała z ironicznym uśmiechem, nie podnosząc wzroku na Remy’ego:
Głównie nie chcąc, bo to żadna przyjemność: nadstawiać karku za cały świat. Nawet nie wiem, kiedy przestałam myśleć o sobie, bardziej dbając o innych – powiedziała obojętnym tonem. Sophie niespodziewanie nachyliła się do Remy’ego, opierając łokcie na blacie. W ciemnych oczach, gdzieś na ich dnie, krył się niewypowiedziany ból. – Rada na przyszłość: szuflada wyrwana z nocnego stolika to raczej nieskuteczna broń na wampira, ale… jak się nie ma, co się lubi, to się kradnie, co popadnie – wyszeptała z gorzkim uśmiechem, po czym nie spuszczając wzroku z Remy’ego, dorzuciła: – Czasem zazdroszczę tym, którzy z bardziej koszmarnym obliczem Rzeczywistości zetknęli się po raz pierwszy dopiero, gdy się Przebudzili. Bo bez magyi, czy z nią… i tak jestem łowcą – przymknęła oczy i odwróciła głowę. Powoli wyprostowała się na krześle. Spokojnie dopiła piwo. Obracając w ręku pusty kufel, wbiła wzrok w dno szklanki. Uśmiechnęła się bez radości. – Chyba powinnam już iść, bo zaczynam być zbyt szczera… – mruknęła bardziej do siebie, po czym odstawiła naczynie.

Remy ciężko westchnął i spoważniał.
A więc koniec gry i sprawdzamy rękę? OK. – Remy uważnie spojrzał polce w oczy. – Sophie, po co tu dziś przyszłaś? Pogadać? Poznać mnie? Pójść razem do łóżka? – przerwał na chwilkę, żeby zdążyła sobie odpowiedzieć na to pytanie. – Ja … Ja po prostu chciałem Ci pomóc. Dzielić Twoją przeszłość i ból. Zaleczyć blizny. Pomóc znaleźć odkupienie tego co było i będzie. – Orleańczyk sięgnął po wciąż pełną szklaneczkę Burbona. – Sprawić, żeby „nadstawianie karku za cały świat” było przyjemniejsze. Przypomnieć ci o Sophie. Pokazać, że przeszłość, jak bolesna by nie była, to nie wszystko, liczy się też przyszłość. – Mag nie odrywał od niej spojrzenia. – Upewnić się, że znajdziesz siłę na to wszystko. Że w chwili gdy spojrzysz w koszmar i zobaczysz tam część siebie podejmiesz dobrą decyzję. – Przerwał na chwilkę. – Rozumiesz, co mówię Sophie? Czy mnie ROZUMIESZ?

Arkonitka podniosła zmęczony wzrok na Remy’ego. Posłała mu ledwo dostrzegalny uśmiech.
Na imię mam Joanna – powiedziała wolno, tak by nowoorleańczyk mógł zapamiętać dźwięk obcobrzmiącego imienia. – Joanna Zofia Brzóska – przedstawiła się. – Sophie to tylko maska. Pseudo zrodzone z potrzeby chwili, tak jak mój mentor jest Profesorem, a kolega, który uczy mnie o duchach – Czarnym. Zresztą, nieważne – machnęła ręką.
– Tak, rozumiem. I to prawda, czasem boję się, że nie będę mieć dość sił na koszmar rzeczywistości, gdy przeszłość wciąż nawiedza mnie w koszmarach – powiedziała cicho. – Dziękuję, Remy, że chciało ci się tu przyjść i pogadać. Chyba potrzebowałam tego bardziej, niż chciałabym przyznać – dodała z zastanowieniem. – Dziękuję – szepnęła. Niespodziewanie wyciągnęła rękę i ponad solikiem sięgnęła do dłoni Euthanatosa. Uścisnęła ją lekko. W tym drobnym geście jednak była jakaś siła i pewność. Joanna uśmiechnęła się do Remy’ego z wdzięcznością, która odbiła się w ciemnych oczach dziewczyny. Ręka Arkonitki była chłodna i miała nieco szorstką skórę. Mag cofnęła dłoń.

A,… co do wcześniejszego pytania… – zaczęła, mimochodem zrobiła parę kółek po krawędzi szklanki. Spojrzała z ukosa na Remy’ego, z lekkim uśmiechem. – …Może jednak nie dzisiaj – dopowiedziała, zostawiając kufel w spokoju.

OK. Odwiozę Cię do willi, zaparkowałem zaraz obok. Bez stresu, nic nie wypiłem. – Remy podniósł w ręce pełną szklankę. – Z drugiej strony mam nadzieję, że nie założyłaś szpilek. Od samego początku nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć ich miny… – powiedział i zapierającą dech zwinnością wskoczył na stolik. – BOŻE, CHROŃ KRÓLOWĄ! – podniósł szklankę w głośnym toaście.